piątek, 28 listopada 2014

ROZDZIAŁ ÓSMY

Na początku przepraszam. Pisałam, że rozdział wstawie dawno temu, a jest dziś. Na pocieszenie mogę poinformować, że napisałam już rozdział dziewiąty i prawie cały dziesiąty. Jedynie jest kwestią czasu, kiedy je wstawie. Najwięcej czasu schodzi bowiem na przepisywanie z kartek na komputer... Nie wiem kiedy wstawie następny. Liczę na motywację :)
~~*~~
 
            Draco, Hermiona , Hugho i siostry Patil wypadli z kominka w salonie Malfoy Manor. Gospodarz rozejrzał się, czy wszyscy cali i jakby nigdy nic wyszedł z pomieszczenia.
- Mamo, co się stało? – spytał chłopiec.
- Hugho, później mama ci wyjaśni – ubiegł kobietę bondwłosy były Ślizgom stojący w przejściu między salonem a kuchnią. – Jesteście głodni? – spytał wszystkich.
- Yhm. – mruknął nieśmiało rudowłosy chłopiec tuląc się do rodzicielki.
- Accio pięć talerzyków, accio talerze z kanapkami. – przywołał mężczyzna naczynia i postawił na stole. Chłopiec niemalże „rzucił” się na jedzenie, a za nim ruszyły bliźniaczki.  –No, Granger. Jedz. Nic nie dosypałem,… chyba. – zażartował.
Brązowowłosa zmroziła go wzrokiem, niepewnie usiadła obok synka i zaczęła jeść. W jej ślady poszedł również Draco. Jedli w ciszy, aż malec zaczął się nudzić.
- Mamo, nudzę się.
- A co chcesz robić?
- Pocytac!
- O Boże, Granger, coś ty z tym dzieckiem zrobiła! – wtrącił się Malfoy.
- Nic. – odpowiedziała kobieta, po czym zwróciła się do syna. – A co chciałbyś poczytać?
- Historie Hogwartu.
- Ja pier***e… – przeklnął blondyn.
- Malfoy! Wyrażaj się przy dziecku – upomniały go siostry Patil.
- Mamusiu, a co to znaczy? – spytał się chłopiec.
- To takie brzydkie słowo, którego nie możesz powtarzać. – wyjaśniła mu brązowowłosa.
- Dobze.
- A może chcesz polatać na miotle? – zapytał chłopca mężczyzna.
- Nieee! To niebezpieczne! – odpowiedział chłopiec, na co jego mama się uśmiechnęła, a mężczyźnie oczy wyszły z orbit.
- Granger! Tyś go zmarnowała! – krzyknął były szukający Slytherinu w latach 1992-1998.
- Po prostu on tak uważa. Jest bardzo inteligentnym chłopcem.
- Granger!
- Mama ma inne nazwisko – chłopiec zwrócił mężczyźnie uwagę.
            Mężczyzna puścił tę uwagę mimo uszu.
- Macie godzinę dla siebie. Ja zrobię obchód.  Lepiej nie wychodźcie na zewnątrz – rzucił i wyszedł z pomieszczenia.
- Co robimy? – spytała Padma.
- Nie wiem. Może pozwiedzamy dom? – zaproponowała jej siostra. – Co wy na to?
- Fajny pomysł. – powiedział chłopiec
- Ja wolę tu posiedzieć. – odpowiedziała Hermiona, mimowolnie spoglądając na rękę. Miała ona stąd złe wspomnienia… tortury Belli i napis „szlama”, którego  nie można usunąć w żaden sposób.
- To ty tu zostań, a ja pójde z ciociami, dobrze? – spytał Hugho. Do wszystkich znajomych rodziców mówił per „ciociu”, „wujku”.
- Dobrze kochanie.
            Po chwili została sama. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Salon bardzo się zmienił od jej ostatniej „wizyty”. Szare ściany zmieniły się w beżowe, a meble z mahoniowych w drewniane. Całość została ocieplona dodatkami w kolorze brązu – dywany, lampy… Dzięki temu, że Malfoyowie postanowili przejść  na stronę dobra, zmienili się. Przestali przywiązywać wagę do czystości krwi. Zaczęli również bardziej doceniać Mugoli oraz ich wynalazki. Pani Malfoy pokochała ubrania tychże projektantów. Natomiast mężczyźni zaczęli uwielbiać sprzęty RTV. W wszystkich sypialniach i salonach był kino domowe, radio, wieża stereo. Inną mugolską rzeczą, która urzekła mężczyzn to sport, a konkretnie piłka nożna. Tak jak mugole, choć nie lubili tego porównania, Draco z ojcem siadali w wakacje przed telewizorem i oglądali każdy mecz.
- Co Granger, gdzie bliźniaczki i malec? – „obudził” ją glos gospodarza.
- Poszli zwiedzić dom. – odpowiedziała kobieta patrząc w okno.
            W jego obecności czuła się dziwnie. Trudno było się jej przyzwyczaić do nowej sytuacji.
- A ty?
- Nie miałam ochoty. – odpowiedziała smutna, co blondyn od razu zauważył
- Hermionka, uśmiechnij się. – powiedział siadając obok kobiety. Zauważył, że kąciki jej ust lekko drgnęły ku górze. Siedzieli w ciszy. Hermiona wpatrywała się w kominek, a mężczyzna ukradkiem jej się przyglądał.
            Fascynowała go, nie mógł oderwać od niej wzroku. Ciągle o niej myślał. Bardzo się zmieniła od zakończenia szkoły, a nawet już wcześniej. Nabrała kobiecych kształtów, włosy lekko się wyprostowały, zęby nie były już tak odstające i rzucające się w oczy.
- Malfoy, możesz się na mnie  nie gapić? – przerwała jego rozmyślenia Hermiona.
            Nie zdążył nic nie odpowiedzieć, gdyż do pokoju wbiegł uśmiechnięty od ucha do ucha Hugho, a za nim szły siostry Patil. Chłopiec od razu podbiegł do mamy i usiadł między nią a blondynem. Bliźniaczki zajęły fotele naprzeciw kanapy.  Mężczyzna spojrzał na zegarek. Byli w Malfoy Manor już godzinę.
- Chodźcie, zaraz będziemy się przenosić do White Yorkshire Malfoy. – rzekł Draco wstając i podchodząc do kominka.
                        Kobieta lekko przytuliła synka i pogłaskała po główce. Kiedy wszyscy stali już przy kominku, każdy wziął trochę proszku Fiuu. Najpierw przeniosły się Padma i Parvati, a zaraz po nich Hugho, Hermiona i Draco.


niedziela, 12 października 2014

POWRACAM

Na wstępie chciałabym Was przeprosić za moją długą nieobecność... końcówka gimnazjum i trzeba było wziąć się do nauki... Dostałam się do mojego wymarzonego liceum. Teraz muszę zacząć się uczyć, bo ma ono wysoki poziom. Nowe rodziały będą, ale nieregularnie, choć postaram się by były raz na dwa tygodnie. Nowy postaram się wstawić w piątek.
Zapraszam też na mojego drugiego bloga z miniaturkami Miniaturki Da Mi
~Da Mi

niedziela, 6 lipca 2014

OGŁOSZENIE

Przepraszam za brak nowych notek. Nie mam pomysłu na to opowiadanie, więc na czas wakacji postanawiam tego bloga zawiesić. PRZEPRASZAM
Na pocieszenie założę drugiego bloga, gdzie będę wstawiać same miniaturki. Te z tego bloga przeniosę, a tu usunę.
Adres bloga z miniaturkami:
Miniaturki Da Mi.
Dziękuję cierpliwym za nienarzekanie. Dostałam się do mojego wymarzonego liceum!!!

piątek, 13 czerwca 2014

Miniaturka 2 "Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?" cz.3

Oto część 3 z 4. Dziś o 20.00 na TVNie "Harry Potter i Komnata Tajemnic". Kto ogląda? Ja tak.
_______________________________________________________________

Miniaturka 2 "Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?" cz.3
          Stanął przed drzwiami domu państwa Grangerów. Zapukał. Drzwi otworzyła mu ona.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Dlaczego zniknęłaś? Szukałem Cię - wybuchnął.
- Wejdź. - powiedziała cicho. Wiedziała, że nie może dłużej tego ukrywać. Zaprowadziła go do salonu, gdzie siedzieli jej rodzice z wnukami.
- Mamo, tato zabierzcie dzieciaki do ogrodu.
          Grangerowie wymienili spojrzenia i zabrali wnuki bez słowa.
- Usiądźmy - rzekła wskazując kanapę, na której chwilę wcześniej siedzieli jej rodzice. Nie czekając na reakcję mężczyzny zajęła miejsce. - Może zacznę od początku.
- Ja myślę. - odpowiedział siadając obok brązowowłosej.
- Parę dni przed tym jak uciekłam w naszym mieszkaniu pojawił się twój ojciec. Kazał mi ciebie zostawić, bo w jego rodzinie nigdy nie było i nie będzie szlam. Nie zgodziłam się. Wtedy próbował mnie przekupić.
- Co?
- Nie przerywaj mi. Gdy powiedziałam, że cię kocham i nigdy cię nie zostawię, rzucił na mnie zaklęcie Blocklow*.
- Co to za zaklęcie?
- Powoduje ono to, że nie mogę się z tobą przebywać,  przytulać, całować, kochać. Inaczej będziemy odczuwać ból. Nie mogłam dopuścić, byś przeze mnie cierpiał. Spakowałam się i teleportowałam do rodziców. Następnego dnia dostałam mdłości. Mama zaciągnęła mnie do lekarza. Drugi miesiąc... Nie mogłam ci powiedzieć... nikomu. Rodzice mi pomogli. Wyjechałam do Glasgow do koleżanki. Tam urodziłam Narcy, Alexa i Sam. Potem wyjechałam do Stanów do ciotki na Florydę. Rok później wyjechałam do Nowego Jorku. Rzadko tu przyjeżdżałam. Częściej rodzice bywali u mnie. Udało mi się ukończyć studia aktorskie. Zaczęłam grać w filmach... małe epizodyczne role w wielkich produkcjach... - zakończyła. Płakała. Mężczyzna odruchowo ją przytulił, jednak nie czuł bólu... ciepło.
- Ojciec nie żyje od roku... - szepnął jej do ucha.
- Czyli zaklęcie już nie działa - skończyła ciszej. - Chcesz poznać swoje dzieci?
W odpowiedzi mężczyzna się uśmiechnął.
- Chwila?Sam?
- Samantha. Jest najmłodsza. Śpi na górze. - wyjaśniła. - Dzieciaki!
          Po chwili w salonie pojawiły się pięciolatki
- Mamo, ten pan to nasz tata? - wypaliła blondynka.
- Tak. - odpowiedziała kobieta.
- My go dziś widzieliśmy w parku.
- No tak. Byłem tam z kolegami.
- Jestem Narcyza Hermiona Malfoy.
- A ja Alexander Draco Malfoy.
- A ja Samantha Jean Maloy - dodała mała blondwłosa dziewczynka z brązowymi pasemkami o ciemnoniebieskich oczach.
________________________________________________________________________
Następna część już niedługo.
Accio komentarze! Accio pan Wena!

środa, 11 czerwca 2014

Miniaturka 2 "Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?" cz.2

Oto część druga na cztery. Pan Wena jeszcze nie powrócił :(. Komentarze mile widziane:)
____________________________________________
"Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?" cz.2
- Osz, kur*a. - powiedział Draco.
          To była Hermiona. Jego Hermiona. A dzieci... hm jakby ich mieszanka, czyli on jest ich ojcem. Ale dlaczego mu nic nie powiedziała? Dlaczego odeszła?
- Draco, ty to widziałeś? Ich? Ją?- zaczął delikatnie Zabini - Hermiona...
- Idziemy do Potterów - rozkazał blond włosy. Chwycił przyjaciół i teleportował na Grimmauld Place 12.
***~~*~***
          Zapukał do drzwi. Po chwili otworzył im Stworek.
- Dzień dobry. Do kogo panowie?
- Do Potterów - sarknął i nie czekając na zaproszenie wtargnął do mieszkania.
- Co ty tu robisz Malfoy? - zaczęła pani Potter
- Nie udawaj. Dlaczego Miona odeszła?
- Nie wiem.
- Gin, nie kłam. To w takim razie gdzie ona jest? - spytał. Przyjaciele nigdy go jeszcze go tak rozzłoszczonego nie widzieli. Rudowłosa nic nie odpowiedziała. Po chwili obok niej deportował się jej mąż.
- Czego chcesz Malfoy?
- Pytam się, co jest z Hermioną. Właśnie siedzimy sobie w parku, a tu nagle dwójka dzieci z starszym małżeństwem. Na oko pięć lat, a po chwili pojawia się pewna brązowowłosa,  a dzieci mówią do niej mamo.
          Potterowie nic nie odpowiedzieli. Nastała chwila niezręcznej ciszy.
- Ok. O wszystkim dowiedzieliśmy się  trzy lata temu. Wcześniej tylko pisaliśmy - w końcu zaczął Harry.
- Nie chciała byś dowiedział się o dzieciach. Po tym jak zniknęła, powiedziała rodzicom, że jest w ciąży. Oni jej pomogli wyjechać do Stanów. Teraz mieszka w Nowym Jorku..
- Ale dlaczego nic mi nie powiedziała?
- Nie wiem. Nam zabroniła komukolwiek mówić, a szczególnie tobie.W ciągu tych lat w Londynie bywała góra dwa razy do roku.
- A gdzie teraz jest? - spytał Malfoy
- Pewnie u rodziców... - wypalił Bliznowaty, po czym usłyszał tylko trzask aportacji. W przedpokoju Grimmauld Place 12 stali Potterowie, Zabini i Nott.

Ciąg dalszy nastąpi...
_________________________________________
Przepraszam, że krótko, ale chciałam jak najszybciej coś wstawić. Następna może w piątek? Licze na waszą opinię?

niedziela, 8 czerwca 2014

Miniaturka 2 "Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?" cz.1

Macie kolejną miniaturkę (część 1/4). Nie wiem kiedy pojawi się rozdział, pan Wena zniknął. Może komentarzami zachęcicie go do powrotu :) ?Dziękuję za 500 wyświetleń.


Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
          Siedziałem z Blaisem i Teodorem w ogródku jakieś mugolskiej kawiarni. Rozmawialiśmy. Teo od dwóch lat spotyka się z Pansy Parkinson, a Blaise ma narzeczoną Parvati Patil. Tylko ja, wielki arystokratyczny dupek, tak jak ONA mówiła, Draco Malfoy, wieczny kawaler od sześciu lat. Zostawiła mnie z dnia na dzień. Odeszła zostawiając list "Nie szukaj mnie" i tyle. Nic więcej. Tego dnia, kiedy spakowała się, wróciłem później niż zwykle. A dlaczego? Wybierałem pierścionek. Tak, tego dnia zamierzałem jej się oświadczyć, po roku związku. Zaczęliśmy chodzić ze sobą w siódmej klasie. Ukrywaliśmy to ze względu bezpieczeństwa... Ślizgon i Gryfonka, Śmierciożerca, niby szpieg Dumbledore'a, i członkini Zakonu Feniksa, przyjaciółka Wybrańca, Arystokrata czystej krwi i Szl... Mugolaczka. Jakby o tym dowiedziałby się Voldemort, zabiłby ją, a jak nie on to mój kochany ojczulek. A gdyby dowiedzieliby się ludzie ze szkoły, odrzuciliby ją. W szkole o nas wiedzieli tylko Drops, McGonagal, Diabeł, Teo i Ruda, jej przyjaciółka. Dopiero po II Wojnie o Hogwart ujawnilibyśmy się. Dwa tygodnie później już jej nie widziałem.
- Draco, rozmarzyłeś się? - usłyszałem głos Zabiniego
- Spadaj - burknąłem.
          Nagle koło nas przebiegła dwójka dzieci. Chłopiec i dziewczynka. Za nimi szło jakieś starsze małżeństwo.
- Babciu, kiedy będzie mama? - spytał chłopiec.
- Za godzinę.
- A możemy trochę poczarować? - spytała dziewczynka - Jedno zaklęcie? Dziadku?
- Nie. Mama mówiła, że nie możecie czarować wśród mugoli. A jakbyś nie zauważyła jesteśmy w zwykłej części Londynu. - pouczył wnuczkę dziadek.
- Ale...
- Narcy, daj spokój. - powiedział chłopiec
- Cicho bądź Alex.
- Sama bądź cicho. Jestem od ciebie straszy...
- ...o dziesięć minut. Babciu daj mi moją różdżkę.
- Nie Narcy. Jesteś zbyt mała by czarować bez dorosłego czarodzieja.
- Ale Alexander zna dużo zaklęć. To kujon.
- Ej.
- Koniec. - uciął rodzeństwu starszy pan. - Zakaz czarów. Tak powiedziała mama.
          Dzieci niezadowolone poszły na plac zabaw, a małżeństwo usiadło na ławce nieopodal.
- Draco, te dzieciaki mi kogoś przypominają. - wyrącił Nott.
          Dziewczynka - blondynka z kręconymi włosami i czekoladowymi oczami. Chłopiec - oczy błękitnoszare, włosy brązowe i proste. Kujon, jak powiedziała dziewczynka. Rozrabiara, sądząc po jej zachowaniu. Dziadkowie chyba mugole. Bliźniaki na oko pięć lat, a sześć lat temu ONA odeszła... To niemożliwe.
          Nagle zza rogu wyszła pewna brązowowłosa kobieta.
- Mama! - krzyknęły dzieci.
- O cześć Hermionko - rzekł mężczyzna, po czym wszyscy udali się na pobliski parking, skąd odjechali czarnym BMW.
 
Ciąg dalszy nastąpi...

wtorek, 3 czerwca 2014

Miniaturka 1. "Mój bohater"

Na wstępie chciałabym Was przeprosić za moją małą aktywność. Nie chce zasłaniać się szkołą, znowu, ale nie chcę kłamać. Za dużo nauki. Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział, ale w niedziele naszło mnie na pisanie miniaturek. Dziś macie jedną, moją pierwszą. Jest ona zupełnie nie związana z opowiadaniem. Przeczytajcie i oceńcie w komentarzach - wspomóżcie ubogiego pana Wenę.
-------------------------------
MÓJ BOHATER
          Siedzę na cmentarzu przy jego grobie. Zginął tak młodo... za młodo, jako bohater. Uratował mnie, moich rodziców, swoją matkę. Sam nie zdążył.
          Było  to 27 września 1998 roku. Razem z moimi rodzicami byliśmy na obiedzie u jego matki. Po posiłku usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy oglądać zdjęcia z Jego dzieciństwa... On robiący pierwsze kroki, ... On na nocniku, ... On w pajacyku, w chodziku, ... na pierwszej miotle... Na wszystkich ruchomych fotografiach z Narcyzą lub skrzatami. Nigdy z ojcem. Mimo wszystko wyrósł na wspaniałego mężczyznę. 
          Następnie poszliśmy do ogrodu. Usiedliśmy w altance przy różach. Urwał jeden kwiat i wplótł mi we włosy. Spojrzałam na zegarek... piętnasta dwadzieścia jeden. Podnoszę głowę i lekko się uśmiecham, na co on całuje mnie w policzek. On patrzy na zegarek, minutę po mnie. Nagle wyciąga on z kieszeni coś i klęka...
- Hermiono Jean Granger, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - pyta rumieniąc się. Wyglądał tak niewinnie, tak uroczo.
- Tak - odpowiadam. On wkłada mi na palec pierścionek dwudziestokaratowy z rubinem i całuje... namiętnie i stanowczo, ale delikatnie.
          Nasi rodzice, to znaczy moi i jego mama uśmiechali się, ciesząc naszym szczęściem. Nagle zadzwonił telefon. Jego telefon.
- Halo. Tak. O kurwa... - rozłączył się - Do domu. Wszyscy - rzucił ciągnąc mnie za sobą. Był zdenerwowany, lecz starał się to ukryć. Kiedy weszliśmy do środka zabarykadował drzwi i okna, nałożył na rezydencję zaklęcia ochronne.
- Co się dzieje? - spytałam
- Ojciec uciekł z Azkabanu. Teleportujecie się do Ministerstwa. Tam przejmą was Potter i Weasley.
- Co?! A ty? Chcesz tu zostać?! - zaczęłam na Niego krzyczeć.
- Ty idziesz, ja muszę zostać. Mamo, zabierz już Grangerów, chcę chwilę porozmawiać z Mionką.
Narcyza chwyciła za ręce moich rodziców i się teleportowała.
-Hermiono, musisz uciekać. Lada chwila on tu będzie, a nie wiadomo kiedy pojawią się aurorzy. To była masowa ucieczka. Pamiętaj, kocham Cię. - skończył jakby chciał się pożegnać. Po chwili drzwi upadły z hukiem. Mój Draco... Popchnął mnie do kominka, rzucił proszek krzycząc "Ministerstwo". Ostatnie, co widziałam, to lecące zielone światło ku Niemu.
          W Ministerstwie czekali na mnie rodzice, Narcyza, Harry i Ron. Coś mówili, ale nie słyszałam ich. Byłam jak w letargu. Pamiętam, że wtuliłam się w mamę. Płakałam, a oni próbowali mnie uspokoić. Pytali, co się stało. Nic nie mówiłam, zalewając się kolejną falą łez. Chłopcy zabrali nas so jakiegoś pokoju. Stały tam dwie kanapy, parę foteli, barek. Położyłam się na jednej z sof na kolanach mamy.
- Napij się. - powiedział Ron podając szklankę z bursztynową cieczą.
- Co to? - spytałam cicho.
- Ognista.
- Nie mogę. Jestem w ciąży - i kolejna fala łez spływała po moich policzkach.
          Od tego dnia minęło pół roku. Miesiąc temu urodziłam Olivię Hermionę Katelynn Malfoy. W rozmowach wiele razy mówił, że jak będziemy mieli dziecko to chce, by nazywało się Olivia lub Marcus. Chciał też, by drugie imię dziecko odziedziczyło po którymś z nas. Katelynn po koleżance, która nas zeswatała. Zaczęliśmy bowiem spotykać się w wakacje, po szóstej klasie. W siódmej ze względów bezpieczeństwa ukrywaliśmy nasz związek, lecz spotykaliśmy się potajemnie.
          Olivia to wykapany tata. Blond włosy, blada cera. Mimo że to niemowlak już pokazuje nocami jego charakterek. Po mnie ma jedynie oczy...  jak mawiał... czekoladki.
          Spoglądam jeszcze raz na nagrobek.
Draco Lucjusz Malfoy
ur. 5 czerwca 1980
zm. 27 października 1998
Zginął jako bohater
          A w myślach dopowiadam... "Mój bohater"
 
-------------------------------
I jak? Oceńcie! 


piątek, 30 maja 2014

ZNÓW NIE ROZDZIAŁ

Hej,
Przepraszam Was, że mnie długo nie było. NIE BIJCIE! NIE RZUCAJCIE AVAD, CRUCIATUSÓW, SEPTUMSEMPER. Zbliża się koniec roku, poprawianie ocen... Obiecuję, że dodam niedługo następną notkę.
Kto ogląda "Harry'go Pottera i Kamień Filozoficzny" na TVN? Ja tak.

czwartek, 8 maja 2014

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Z dedykacją dla mojej siostry oraz BFF Pyśki
oraz wiernych czytelników
~~~~*~~~~
            Hermiona obudziła się przed południem, wyspana. Zwlokła się z łóżka i pobiegła do toalety. Mdłości. Potem wróciła do pokoju, by się ubrać. Zabrała kosmetyczkę, różdżkę i  ruszyła do łazienki.

            Po porannej toalecie, odesłała kosmetyczkę do pokoju, zeszła na dół do kuchni. Przy stole siedzieli jej rodzice, pani Weasley i Potterowie. O czymś rozmawiali. Widząc ją momentalnie zamilkli. O co chodzi? – pomyślała. Bez słowa usiadła do stołu. Po chwili z salonu wybiegły dzieci. Każde podbiegło do swojej mamy.

- Mama, znalazłem to na stole… - powiedział chłopiec i dał mamie kopertę. Kobieta wzięła ją do ręki, a chłopiec podszedł do dziadka. Wszyscy obserwowali brązowowłosą. Ta zaczęła czytać. Momentalnie do jej oczu zaczęły napływać łzy.

- Harry, możesz mi się nie włamywać do głowy? – wydukała zła.

- Mionka, ale… - zaczął mężczyzna.

- Daj mi spokój. Mogliście mi powiedzieć. – wybiegła zapłakana do ogrodu, zostawiając list na stole. Pan Granger wziął go do ręki i pośpiesznie przeczytał.

Hermiono,

Zdziwiło Cię wczorajsze, co? Twój kochany Ronuś Śmierciożercą? A właśnie, że tak. Jestem Śmierciożercą i jestem z tego dumny. Służę Mu z radością. A wiesz dlaczego? Czy Twoi przyjaciele Ci powiedzieli? Pewnie nie. Otóż… Jestem adoptowany. A wiesz, kim są moi prawdziwi rodzice? Eleonor z Lastrange i sam Tom Marvolo Riddle. Tak, moim ojcem jest sam Lord Voldemorta. A ty? Jesteś JEGO synową. Żoną syna Czarnego Pana. Matką JEGO wnuków.

Pamiętaj. Ode mnie się nie ucieka. Niedługo się pojawię. Jak pójdziesz ze mną będę łagodny.

Ronald Riddle

            Odrzucił kartkę i pobiegł za córką. Ta siedziała na tarasie. Płakała. Powoli podszedł do niej i objął ją.

- Hermionka, wszystko będzie dobrze.

- Ja się boję, o Hugha, o was…

- Nie musisz się martwić. Nic wam nie zrobi. Obiecuję. – usłyszała głos przyjaciela. Powoli odwróciła się i zobaczyła najbliższych.

            Wieczorem w Norze odbyło się zebranie Zakonu Feniksa, który został aktywowany. Swoją obecnością zaszczycili między innymi nauczyciele Hogwartu: Minerwa McGonagal, Rubeus Hagrid, Severus Snape*, Remus Lupin* z żoną Nimfadorą Tonks* i synkiem Teddym, Potterowie, Weasleyowie: Arthur i Molly, Charlie, Bill i Fleur,  George z żoną Angeliną (z.d. Johnson) i Fred z narzeczoną Alicją Spinnet,  Percy z żoną Audrey, Kingsley Shacklebolt, Aberforth Dumbledore oraz nowi członkowie: Neville Longbottom, Larry Foresue z Luną Lovegood, Seamus Finnigan, Lee Jordan, siostry Padma i Parvati Patil, Dean Thomas, Oliver Wood, Jean i Alexander Granger oraz Lucjusz i Narcyza Malfoy z synem Draconem. Hermiona z siostrą i dziećmi, Hughem, Lily, Teddym Tonks, i pociechami Billa i Fleur, George’a i Angeliny i Percy’go i Audrey, zostali po kolacji wysłani na góre.

            Mała kuchnia w Norze musiała zostać powiększona na blisko 50 osób. Urządzenie posiłku sprawiło pani Weasley wielką radość. Z pomocą Ginny, synowych, Alicji, Luny i sióstr Patil w godzinkę zrobiła jedzenie.

            Po kolacji Hermiona i Ashley chciały zostać na zebraniu, ale matka i pani Weasley wyperswadowały im to z głów – Ash, bo za młoda, a Mionce ze względu na jej stan. Młode Grangerówny niezadowolone skapitulowały i ruszyły na górę, zająć się dziećmi.

- On powrócił. Oto list skierowany do Hermony, który znalazł Hugho – zaczął pan Granger kładąc kartkę na stole, by każdy zapoznał się z jego treścią. Wcześniej każdy dowiedział się, że Ron był adoptowany.

- Jestem za ukryciem Herm i Hugha… - powiedział Potter

- Zaklęcie Fideliusa? – spytał ojciec brązowowłosej

- Tak.

            Zapadła cisza, którą przerwał huk. Wszyscy zerwali się z miejsc. Po chwili na dół zbiegła Ash z dziećmi i Hermiona. Postanowiono ich ewakuować w bezpieczne miejsce.

- Lucjusz, Arthur, Severus, Minerwa, bliźniaki, Harry, Bill, Charlie, Percy, Remus, Neville, Lee, Seamus, Thomas, Oliver, Kingsley i Aberforth i ja odwrócimy ich uwagę. Reszta grupami ucieka. Pierwsza: Nimfadora, Teddy, Hagrid, Audrey z dziećmi. Wy najpierw udacie się do Hogsmeade. Druga: Molly, Angelina  z dziećmi, Alicja, Luna i Larry. Wy do Doliny Godryka. Trzecia: Fluer  z dziećmi, Narcyza, Ginny z Lily, Jean i Ash do parku High Stone w Gold Coast. Jean wie gdzie to jest. Ostatnia: Draco, Hermiona, Hugh i siostry Patil do Malfoy Manor. Gdy upewnicie się, że nikt was nie ścigał, udacie się do willi „White Yorkshire Malfoy” w Walii. My ich zmylimy, a potem wszyscy się spotkamy w Walii. Grupy jesen i trzy teleportacja łączna, dwa i cztery przez kominek. – zarządził pan Granger

            Po chwili grup już nie było, a mężczyźni z McGonagal odpierali ataki śmierciożerców.

- Gdzie oni są?! – rozległ się wrzask Ronalda. Mierzył on w swojego dawnego opiekuna. Nie uzyskawszy odpowiedzi deportował się, a w jego ślady poszli inni Śmierciożercy.

Pozostali członkowie Zakonu Feniksa deportowali się najpierw w dowolnie wybrane przez siebie miejsce, a potem  do „White Yorkshire Malfoy”.
 
-----------------------------------------------------------------------------------
Oto nowy rozdział. Trochę krótki, ale nie chciałam was dłużej trzymać... w niepewności? Mam teraz dużo nauki (kończę gimnazjum), więc nie wiem kiedy pojawi się następny.

Nie rozdział...

Przepraszam Was za to, że nie wstawiłam NN. Dużo o sobie nie pisze, więc dodam o sobie sześć faktów:
1. Mam na  imię Dagmara.
2. Mam młodszą siostrę.
3. Mam 15 lat.
4. Mam psa - suczkę owczarka niemieckiego.
5.  Moje ulubione kolory to błękitny, czarny, jasnozielony, biały.
6. Jestem w trzeciej gimnazjum.

----------------------------
Nie wiem kiedy wstawie NN, bo mam dużo nauki, a kończe gimnazjum i muszę postarac się o świadectwo z czerwonym paskiem.

sobota, 3 maja 2014

ROZDZIAŁ SZÓSTY


            Nagle rozległo się bombardowanie tarcz ochraniających Norę. Drzwi z hukiem wyleciały z zawiasów. Weasleyowie, Potterowie i inni, prócz Grangerów,  z wyciągniętymi różdżkami… Do domu wszedli trzej Śmierciożercy.

- Witam, witam zebranych. – powiedział z szyderczym śmiechem ten na przodzie.

- Czego chcesz? – spytał spokojnie pan Granger.

- Oj Aleksandrze, witaj. Przemyślałeś może propozycję Czarnego Pana? Czy chcesz…?

- Już dałem odpowiedź. NIE. Nigdy nie będę taki jak wy – ostatnie słowa wprost wypluł.

Śmierciożercy zdjęli maski. Z tyłu stali Blaise Zabini i Augustus Rookwood. Na przodzie stał… Ron.

- Zdziwieni? – spytał z szyderczym uśmiechem – Wiesz, że nam się… nie odmawia. A ty – wskazał na syna. – Podejdź tu. – Chłopiec nie ruszył się, a  Lucjusz przysłonił chłopca.

- Zostaw go. To tylko dziecko. – powiedział Alexander.

- Pamiętasz twój ostatni pojedynek z NIM? A co on ci odebrał? – spytał Ron szyderczo. Pan Granger nie odpowiadał. – Trzymaj. – rzucił mu … różdżkę.

            Mężczyzna z łatwością ją złapał, jakby kiedyś był szukającym.

- Ruszaj się Ron, nudzi mi się. – wtrącił Rookwood niby od niechcenia z uśmieszkiem. – Głodny jestem.

- Zaczekaj. Herm, co ty chcesz osiągnąć? – zaczął. – Wiesz, że jesteś na straconej pozycji. Razem z nami możesz zawładnąć światem. Królowa Śmierciożerców…

- Nigdy! – przerwała mu, na co mężczyzna wpadł w szał. Zaczął ciskać zaklęciami na wszystkie strony. Rookwood jakby zaczął karmić się cierpieniem innych, bo z widoczną radością zaczął rzucać klątwy. Wszyscy pochłonięci byli walką. Hermiona, Ashley i dzieci zostali zepchnięci jak najdalej śmierciożerców.

            Nagle brązowowłosa poczuła lekkie szarpnięcie. Obróciła się bokiem i usłyszała głos mężczyzny:

- Uciekaj z Ash i dzieciakami. Teleportujcie się do willi „White Yorkshire Malfoy”… - rzucił. Draco Malfoy.

- Nie mogę się teleportować. – szepnęła, by nikt nie usłyszał, na co chłopak nic nie powiedział, lecz pociągnął ją w stronę kominka. – Zaczekaj. – szepnęła i pobiegła w centrum walki. Rzuciła się w wir walki. Po rzuceniu kilku zaklęć poczuła mrowienie najpierw w okolicach mostka, potem na całym ciele. Spojrzała w stronę, skąd padło zaklęcie. Ron… Pojedynkował się z jej ojcem, profesor McGonagal i Harrym. Rozejrzała się. Rookwood walczył z panią Weasley, panem Weasleyem i Billem. Z Zabinim pojedynkowali się Malfoyowie. Hugha osłaniała Fleur, Lily – Ginny, a ją jej matka.

- I co nadal upierasz się przy swoim? Legilimens. – powiedział celując w kobietę. W jego głowie pojawiły się obrazy…

Bitwa o Hogwart, pocałunek w Komnacie Tajemnic, Ślub – 31 grudnia 1998, Narodziny Hugha 26 września 1999,… Cierpienie pod wpływem Cruciatusów i … zdjęcie USG, dziecko, data 2 pażdziernika 2004.

Prychnął. Nagle poczuł uderzenie w plecy. Odwrócił się, lecz nie zobaczył napastnika. Kolejny cios. Zachwiał się i utrzymując równowagę deportował się. W jego ślady poszedł Rookwood. Harry rzucił jakieś zaklęcie ku czarnoskóremu, który zrobił unik.

- Harry spokój. On jest po naszej stronie. – powiedział pan Granger.

- Voldemort powrócił. Pilnujcie ich. Oni są ich celem. Niedługo znów zaatakują. Ukryjcie ich. – powiedział Zabini, po czym się deportował.

- Hermionka, nic ci nie jest? – spytała zatroskany pani Granger.

- On wie. Wie o nim. – powiedziała i pobiegła na górę. Gin ruszyła za przyjaciółką.

            Zapadła cisza.

- O czym ona mówiła? – spytał pan Granger patrząc na żonę.

- Bo… bo ona jest w ciąży. – powiedziała.

- Arthurze, Molly. To już zaszło za daleko. Chyba trzeba im powiedzieć. – wtrąciła się Minerwa patrząc na latorośle Weasleyów.

- Wiem. Ale jutro. – powiedział pan Weasley.

- Pójdę do niej. – powiedziała pani Granger i weszła po schodach. Widząc na jednym z pięter Gin, zatrzymała się. Ruda się dobijała się do drzwi.

- Hermiś, otwórz, proszę. – powiedziała żona Pottera.

- Nie. Daj mi spokój.

- Może ja spróbuję? – spytała pani Jean. Ruda lekko skinęła głową

- Mionka, kochanie, otwórz.

- Po co?

- Proszę, chcemy z Gin porozmawiać. – odpowiedziała im cisza, a po chwili drzwi się uchyliły. Kobiety weszły do pokoju. Brązowowłosa siedziała skulona na łóżku.

- Hermiś, spokojnie. – przytuliła ją przyjaciółka. – Wszystko będzie dobrze.

- Wcale nie. On mi nie daruje.

Usłyszały pukanie do drzwi, a po chwili wszedł rudowłosy chłopiec.

- Mamusiu, jak się cujes? – spytał.

- Dobrze, chodź tu się przytul. – powiedziała kobieta. Chłopiec podszedł do mamy i przytulił ją.

- Mamusiu, co tata chciał?

- Nic Hugh, nie musisz wiedzieć to sprawy dorosłych. – odpowiedziała za córkę pani Granger.

- Ale…

- Nie. Idź się pobaw z Lily. – powiedziała Ginny. Malec zawiedziony wyszedł. – Byłaś dzielna Mionka.
            Kobieta mimowolnie lekko się uśmiechnęła. Po krótkiej rozmowie o wszystkim i o niczym z mamą i przyjaciółką zasnęła.
______________________________________________

Następny rozdział przy pięciu komentarzach.

~~~~*~~*~~*~~~~

CZYTASZ=ZOSTAWIASZ KOMENTARZ

czwartek, 1 maja 2014

ROZDZIAŁ PIĄTY


            Minęło parę dni. Hermiona czuła się coraz lepiej. Razem z synkiem przebywała pod stałą opieką Weasleyów i Potterów. Na Norę rzuconą wiele zaklęć ochronnych, a w pobliżu byli zawsze jacyś aurorzy.

            Brązowowłosa siedziała z synkiem w salonie, czytając mu książkę. W kuchni siedzieli państwo Weasleyowie i Ginny, która wpadła w odwiedziny.

            Nikt nie poruszał przy Hermionie i Hughu tematu Rona, aby ich nie stresować.

- A więc mamusiu… Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore był dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie oraz najpotężniejszym czarodziejem swoich czasów.

Zanim został dyrektorem był nauczycielem transmutacji. Miał feniksa, którego nazwał Fawkes. Jego patronus tez miał kształt feniksa. – wyrecytował chłopiec.

- Brawo. – pochwaliła kobieta pięciolatka.

- A jaki kształt ma twój patronus? – spytał

- Moim jest wydra.

- A wujka Harry’go?

- Jeleń.

- A cioci Ginny?

- Koń.

- A dziadka Arthura?

- Łasica – odpowiedziała za nią Ginny. – Hermiona, czy ty go nie zamęczasz tą nauką?

- Na naukę nigdy nie jest za późno – odpowiedział za mamę chłopiec.

- Czyżbym słyszał Hermionę? – zażartował Harry, na co i Hermiona, i Hugho fuknęli.

- Gdyby mi ktoś kiedyś powiedział, że ktoś w mojej rodzinie w wieku pięciu lat zacznie czytać Historię Hogwart to bym go chyba odesłał do Munga – powiedział pan Weasley, uśmiechając się do wnuka.

            Po południu pani Weasley zorganizowała obiad i kolacje dla rodziny i przyjaciół. Pojawili się na niej między innymi Potterowie z córką, Hermiona z synkiem, Bill z Fleur i Gabriellą, siostrą Fleur, która spędzała u nich swoje ferie, bliźniaki ze swoimi dziewczynami oraz Minerwa McGonagal. Wszyscy siedzieli przy powiększonym stole w Norze, wspólnie rozmawiając, żartując.

Gdy zbliżała się piąta, nagle w okno zaczęła pukać mała, szara sówka. Harry otworzył jej okno, a zwierzątko wleciało do środka. Sówka od razu podleciało do Hermiony. Kobieta odwiązała z jej nóżki list. Z Ministerstwa Magii. Wszyscy przyglądali jej się. Powoli rozwinęła kartkę. Momentalnie na jej twarzy po jawił się uśmiech.

- Herm, co jest? – spytała ostrożnie Ginny.

- Rodzice – wręcz pisnęła i podała przyjaciołom kartkę.

Szanowna Pani Hermiono,

Mamy radość poinformowania Pani, że nad ranem  w dniu dzisiejszym aurorzy odnaleźli pańskich rodziców w okolicach australijskiego Brisbane. Z pomocą aurorów odzyskali pamięć i dnia dzisiejszego, za pół godziny pojawią się w Norze Państwa Weasleyów w towarzystwie dwóch czarodziejów.

Z poważaniem

Minister Magii

Kingsley Shacklebolt

            Hermiona piszczała z radości.

- Hermi, to wspaniale. – przytuliła przyjaciółkę Gin.

- Mamusiu, co sie dzieje? – spytał Rudasek

- Hugh – zaczęła biorąc synka na ręce i siadając z nim na kolanach na kanapie – Pamiętasz jak ci opowiadałam, że przed wojną wyczyściłam moim rodzicom pamięć?

- Tak.

- No więc…

- Nie zaczyna się zdania od „no” – zwrócił uwagę mamie chłopiec, na co kobieta się uśmiechnęła.

- A więc Ministerstwo odnalazło ich i przywróciło im pamięć. – powiedziała z uśmiechem.

- Twoi rodzice to moi dziadkowie?

- Tak.

- A kiedy oni będą? – spytał uśmiechnięty chłopiec

- Za chwile.

- A mozesz mi o nich troche opowiedzieć?

- Dobrze. Nazywają się Jean i Alexander Granger. Mieszkają teraz w Australii, bo tam ich wysłałam…  – nagle rozległ się charakterystyczny trzask teleportacji dobiegający z dworu.

- Ja otworzę – powiedział Harry.

            Po chwili do salonu Nory weszli Draco i Lucjusz Malfoy oraz Grangerowie.

- Mama, tata! – krzyknęła Hermiona rzucając się im na szyje niczym małe dziecko.

- Hermiona. – powiedziała pani Jean  tuląc swą córeczkę.

- Mamo, to są moi dziadkowie? – spytał malec niepewnie podchodząc to trójki.

- Tak. Mamo, tato to jest Hugho…

- Babcia? Dziadek? – spytał niepewnie, a gdy starsze małżeństwo się uśmiechnęło podbiegł do nich i jak mama uwiesił się im na szyi.

- Alexandrze – powiedział Lucjusz – nie chcę wam przerywać tej rodzinnej sielanki, ale za niecałą godzinę zjawi się tu zgraja…

- Cholera, zapomniałem – przerwał mu mężczyzna. – Jean wyjaśnij im wszystko, Draco idź po Ash. – i trzask.

- Ale o co chodzi? – spytała Hermiona patrząc na matkę.

- Chodzi o to, że tak naprawdę nazywasz się Hermiona Jean Yvonne Gryffindor – Slytherin.

- Co? ALE PRZECIEŻ…

- Jesteś potomkinią Godryka Gryffindora i Salazara Slytherina. Na dodatek w twoich żyłach płynie krew Roweny Ravenclaw i Helgi Hufflepuff. Ja i tata jesteśmy czarodziejami czystej krwi. Musieliśmy się ukrywać, bo naszym rodzinom się nie podobało to, że jesteśmy razem. Jedyną osobą, która kibicowała nam, była moja ciotka Yvonne. Była charłaczką i tak jak my została usunięta z rodu. – powiedziała kobieta, wszyscy zebrani, czyli Potterowie i Weasleyowie oraz dyrektorka Hogwatu, jak i sama zainteresowana byli zszokowani.

- Jean, dwadzieścia pięć minut. – powiedział Lucjusz.

- A kto to jest Ash? – spytał mały Hugh, przysłuchujący się babci

- Herm, Ashley to twoja siostra. Ma piętnaście lat i uczy się Szkole Czarodziejstwa i Magii w Barcelonie. Tam ją wysłaliśmy, bo ze względu na wasze bezpieczeństwo, nie mogłyście się znać. Voldemorta namawiał nas do przystąpienia do swoich szeregów, ale się nie zgodziliśmy. – wyjaśniła kobieta.

- Jean pilnuj Hermiony. Lucjusz Hugha i Ash. Nie dziwcie się w ogóle, mimo wszystko co usłyszycie. Harry pilnuj Lily. Niech nikt się nie odzywa. Jean nie tak jak ostatnio… - zaczął groźnie spoglądając na żonę.

- Obiecuję. – powiedziała.

Trzask i w pomieszczeniu pojawił się Malfoy Senior z młodą dziewczyną, podobną do Hermiony.

- ¡Mamá! ¡Papá! ¿Qué está pasando?*  – zaczęła mówić po hiszpańsku

- Tómelo con calma. Sigan con Lucius Malfoy. Mantenga su varita en la mano. Sé el trasero.**  – rozkazał po hiszpańsku pan Granger.

- A jaką szkołę ukończyliście? – spytał nagle mały Hugho.

- Hogwart. – odpowiedziała Jean.

- Ale jak to, że was nie pamiętam? – wtrąciła Minerwa McGonagal – Uczę w Hogwarcie od wielu dekad.

- Rocznik 1959. W Hogwarcie w latach 1970 – 1977. Po ukończeniu szkoły, na zakończenie roku wymazaliśmy wszystkim w szkole pamięć tak, że nikt nie wiedział o naszym istnieniu. Potem upozorowaliśmy naszą śmierć, by nas nikt nie szukał.

            Nagle rozległo się bombardowanie tarcz ochraniających Norę. Drzwi z hukiem wyleciały z zawiasów. Weasleyowie, Potterowie i inni z wyciągniętymi różdżkami… Do domu wszedli…
 
--------------------------------------------------------------------------
* ¡Mamá! ¡Papá! ¿Qué está pasando? - hiszp. Mama! Tata! Co się dzieje?
** Tómelo con calma. Sigan con Lucius Malfoy. Mantenga su varita en la mano. Sé el trasero. - hiszp. Spokojnie. Pilnuj się Lucjusza Malfoya. Miej różdżkę w pogotowiu. Bądź z tyłu.
Nie znam hiszpańskiego, więc nie wiem, czy to jest dobrze (Google Tłumacz) Za błędy przepraszam.
~~~~ ***~~~~
Co tak mało komentarzy? Trzy komentarze i opublikuje szósty rozdział. Bez trzech komentarzy weny nie będzie.

wtorek, 29 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ CZWARTY


            Wyszli z zaułka, niedaleko domu Hermiony i Rona. Ruszyli szybkim krokiem, by nie wzbudzać podejrzeń.

- Są prawdopodobnie w salonie – powiedział Harry. – George, Bill, wy wchodzicie ze mną od hollu. Gin i Fred od kuchni. – skinęli głowami i przyśpieszyli.

Stanęli przed furtką. Zamknięta.

- Alohomora – wyszeptała Ginny. Pchnęła ją i szybko przemknęli do drzwi wejściowych. Również zamknięte.

- Gin trzymasz się z tyłu – szepnął Harry. – Alohomora.

            Weszli do środka po cichu. Hermiona leżała przy kominku wijąc się z bólu, a nad nią stał Ron celując w nią różdżką.

- Crucio! – krzyknął. Hermiona nie dając mu satysfakcji, nie krzyknęła, przygryzając jedynie wargę. – Albo mnie posłuchasz albo…

- … albo co? Rzucisz Avadę? Phy. Jesteś zbyt słaby. – powiedziała słabym głosem brązowowłosa.

- Sectumsempra! Crucio! – krzyknął rozwścieczony mężczyzna. Obrócił się z wyciągniętą różdżką w stronę braci i przyjaciela. – Expulso! – krzyknął, a siła zaklęcia odrzuciała mężczyzn.

- Drętwota! – rzuciał w odwróconego tyłem brata George. – Experliarmus.

            Ron stał na środku pokoju, rozbrojony.

- Poddaj się. – powiedział Harry stojąc za Rudym z wyciągniętą różdzką.

- Ha ha. Accio różdżka. Ciao. – powiedział Ron, po czym się deportował. Mężczyźni natychmiast podbiegli do leżącej, zakrwawionej, nieprzytomnej Hermiony, nad którą klęczała Ginny.

- Co z nią? – spytał się Harry, pochylając się nad kobietami.

- Słaby puls. Fred, ty teleportujesz się z nami do Nory, a wy zabierzcie jakieś rzeczy Herm i Hugha. – powiedziała, po czym chwyciła za rękę przyjaciółkę i brata, po czym teleportowali się do Nory. Mężczyźni za pomocą paru machnięć różdżkami, spakowali kobietę i dziecko. Razem z paroma torbami, po kilku minutach teleportowali się do Nory.

 

***

- O Boże – krzyknęła pani Weasley widząc zmaltretowaną kobietę.

            Szybko przenieśli ją do pokoju gościnnego na pierwszym piętrze, dawnego pokoju Ginny. Przez godzinę pani Weasley, Ginny i Fleur wykonywały nad brązowowłosąjakieś zaklęcia. Kiedy ta odzyskała przytomność podały jej eliksir Szkielet–Wzro, bo miała złamaną rękę, Wiggenowy, Spokoju i Słodkiego Snu – dawkę na kilka godzin.

            Po godzinie Fleur i pani Weasley wyszły, a Gin została, by móc doglądać przyjaciółki.

- Co z nią? – spytał Harry, kiedy w zasięgu jego wzroku pojawiła się pani Weasley z Fleur.

- Co z mamusią? – spytał mały Hugh schodząc z kanapy podbiegł do babci.

            Kobieta wzięłą go na ręce i usiadła przy kuchennym stole.

- Hugh, mama jest bardzo słaba i nie możesz jej denerwować… – zaczęła.

- Ale moge do nej wejść? – spytał z maślanym wzrokiem.

- …ona teraz śpi…

- …Ale plose

- Dobrze. Harry, zaprowadzisz go…?

- Ok. Chodź mały. – odpowiedział mężczyzna. Wziął chłopca na ręce i wyszedł z pomieszczenia.

            Szli po schodach niemalże bezszelestnie. Po cichu otworzył drzwi i weszli do pokoju. Hermiona spała, a Ginny siedziała koło niej czytając książkę.

- Co z nią? – spytał szeptem Wybraniec jak najciszej jak umiał, by chłopiec nie usłyszał.

- Dostała dużą ilością Cruciatusów, lekką Sectusemprą, ma złamaną rękę i …  – urwała, widząc, że mały na nią patrzy.

- Ciociu, kiedy mama się obudzi? – spytał zmartwiony.

- Za parę godzin. – odpowiedziała.

- Ale ona pzezyje? Nie umze? Prawda? – spytał.

- Przeżyje. – odpowiedziała ze stoickim spokojem. – Idź coś zjedz albo pobaw się z Lily. Zawołam cię jak mama się obudzi.

- Dobze. – odpowiedział i wyszedł, a zaraz za nim Harry.

            Ruda poprawiła kołdrę przyjaciółki. Transmutowała sobie krzesło w wygodny, czerwony fotel i niczym Panna-Wiem-Wszystko pogrążyła się w lekturze.

 

***

            Dwie godziny później

            Panią Potter od ksiązki oderwało cichy kaszel. Spojrzała na przyjaciółkę, a ta w tej samej chwili otworzyła oczy.

- Jak się czujesz? – spytała Ruda.

- Dobrze. – odpowiedziała słabym głosem. – Co z Hughem?

- Okej. Ciągle pyta o ciebie.

Obie kobiety lekko się uśmiechnęły.

- A z …  – zaczęła Hermiona kładąc rękę na brzuchu.

- Z dzieckiem jest wszystko dobrze. – odpowiedziała cichym głosem rudowłosa.

- A kto wie, że…?

- Ja, mama i Fleur. A on wie?

- Nie… i nie może... – zaczęła brązowowłosa

- …się dowiedzieć.

            Nastała cisza, którą przerwało wejście małego Hugha.

- Hugho? – spytała słabym głosem Hermiona nie podnosząc się z łóżka.

- Mama! – podbiegł malec i przytulił się do kobiety. – Jak sie cujes?

- Dobrze. A ty? – powiedziała lekko się uśmiechając

- Nic mi ne jest.

piątek, 25 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ TRZECI


            Ginewra odrabiała lekcje z córką Lily Molly w Norze. Harry, Bill, bliźniaki i pan Weasley siedzieli w salonie pogrążeni w rozmowie o zbliżających się Mistrzostwach Quiditcha. Fleur i pani Weasley przygotowywały kolację.

            Nagle przez otwarte okno wleciał Imbir – sówka Hermiony, która od razu zaczęła dzióbkiem zaczepiać Harry’go, a potem Ginny. Ruda odwiązała kartkę, przeczytała i zamarła.

- Harry zobacz. – podała Bliznowatemu kartkę. Ten szybko przeczytał i na jego twarzy malował się strach o przyjaciółkę.

- Gin zostań. Pójdę.  – wstawał i szedł w stronę kominka, kiedy Gin zaprotestowała.

- Ja też idę. Mamo, zajmiesz się Lily?

- Tak, ale co się stało? – spytała pani Weasley. Harry podał jej kartkę. Wziął żonę za rękę i ruszyli w stronę kominka.

- Pójdę z wami. – powiedział pan Weasley.

-Nie, damy sobie radę. – powiedziała Ruda wpychając męża do kominka.

***

            Potterowie wyszli z kominka i od razu skierowali się do kuchni. Hermiona leżała bezwładnie w kuchni z raną na głowie, a obok niej klęczał zapłakany Hugh. Harry przyklęknął przy kobiecie, Gin zabrała małego do salonu.

            Potter najpierw zaczął od gojenia ran. Miała jedną z tyłu głowy, z której leciała krew, oraz drugą, lekką, na ramieniu. Po zasklepieniu się tej pierwszej, zaczął cucić kobietę.

- Herm, obudź się. – mówił spokojnie.

Po paru minutach kobieta się ocknęła. Od razu złapał ją atak kaszlu.

- Podaj torebkę,… na stole… - powiedziała między atakami. Mężczyzna podał jej torebkę, a ona wyjęła inhalator. Wciągnęła parę wdechów, po czym jej oddech się wyrównał, pomógł jej usiąść na krześle.

- Co się stało, Herm? – spytał.

- Nic, przewróciłam się. Co z małym?

- Jest z Gin w salonie. On do nas napisał. – powiedział delikatnie się uśmiechając.

            Kobieta odwzajemniła uśmiech. Próbowała wstać, lecz zakręciło jej się w głowie. Harry podtrzymał ją i pomógł stanąć. Przeszli do salonu. Malec siedział na kolanach cioci, płakał. Widząc mamę, podbiegł do niej, tuląc się.

            Hermiona usiadła na kanapie obok przyjaciółki.

- Hugh, poszukasz mojej różdżki? – spytała.

Malec pobiegł do wyczyszczonej już kuchni i zaczął szukać.

- Mionka, co się stało? – spytała zatroskana Ginny.

- Mówiłam już Harry’mu, że się przewróciłam. – powiedziała.

- A gdzie Ron? – spytał Harry.

- Nie wiem, wyszedł gdzieś. Pewnie w pracy. – powiedziała.

            Po chwili Rudasek przyszedł z różdżką mamy i  jej podał.

- Mamusiu, a o co pokłóciłaś się z tatą? – spytał. Harry i Ginny wymienili spojrzenia

- O nic takiego, skarbie. – odpowiedziała. – Idź do kuchni, weź sobie czekoladowe żaby.

            Malec już szedł do kuchni, kiedy wyszedł z niej Ron. Malec zawrócił i pobiegł do mamy.

- O cześć. – rzucił widząc szwagra i siostrę. – Herm, nie mówiłaś, że będziemy mieli gości.

- Hej. Mam sprawę dotyczącą Mistrzostw. – powiedział szybko Harry

- Acha. To chodź do mnie. – odpowiedział mężczyzna. Obaj wyszli.

            Kobiety i Hugh zostały same. Chłopiec siedział obok mamy, wtulając się w nią.

- Hermiona, co się dzieje? – spytała w pewnym momencie Ruda.

- Nic – odpowiedziała krótko.

- Kogo próbujesz oszukać. Przecież widzą, że między Tobą a Ronem coś jest nie tak.

- Nieprawda. Wszystko w porządku. – skłamała.

- Herm, nie kłam. – powiedziała Gin tonem pani Weasley.

            Gin nie zdążyła nic więcej powiedzieć,  gdyż do salonu wszedł Ron i Harry.

- Gin, musimy już iść. – powiedział Harry. – Mama dzwoniła*, że Lily zaczyna narzekać i płacze nie wiadomo czemu, a bliźniaki nie nadążają w rozweselaniu jej.

- Ok. To pa Mionka. Pa Ron.  – powiedziała rozumiejąc podstęp. Potterowie weszli do kominka mówiąc „Nora”. Weasleyowie zostali sami.

***

            Potterowie siedzieli przy stole w kuchni rodziców, rozmawiając z Billem, Fleur, bliźniakami, Molly i Arthurem. Mała Lily spała na piętrze.

- No i jak spytałam się jej co się dzieje, zbyła mnie. – skończyła Ginny.

- Mi nic Ron nie powiedział. Nie poruszałem tematu, bo był podenerwowany. – powiedział Harry. – I wyczułem, że pił.

***

            Ron, Hermiona i Hugh zostali sami. Brązowowłosa stała z synkiem przy kominku, niedaleko wejścia do kuchni, a Ron po przeciwnej stronie salonu. Kobieta za plecami trzymała w pogotowiu różdżkę. Mężczyzna celował swoją w żonę.

- Hugh, idź do siebie. – Malec już chciał iść, kiedy…

- Zostajesz – powiedział Ron. – Czego oni chcieli?

Hermiona milczała.

- Mów! Expelliarmus! – krzyknął Ron cały czerwony ze złości. Kobieta i Hugh wiedzieli, że mężczyzna zaraz wybuchnie. Chłopiec stojąc przy kominku, zasłonięty przez matkę, sięgnął po trochę proszku Fiuu. Wszedł do kominka ciągnąc matkę, lecz ta puściła go, jednak on już krzyknął „Nora” i pojawił się w kominku dziadków, cały zapłakany.

***

            Potterowie siedzieli z rodzicami, bliźniakami, Fleur i Billem zastanawiając się, co się dzieje w życiu Rona i Hermiony. Konwersację przerwał im huk z kominka. Na podłodze przed nim leżał zapłakany Hugh. Molly od razu podbiegła do małego i wzięła go na ręce. Wokoło nich już byli wszyscy zebrani.
 
- Co się stało? – spytała chłopca.

- No bo tata był zły… no i pytał sie po co byli u nas ciocia i wujek… Mama miała… różdżkę, ale tata jej zablał,… a ja wziołem ploszek… no i mama mnie wepchnęła. – wydukał płacząc.

- Zablokował kominek. – powiedział Harry, szef Biura Aurorów. – Bill, Fred, George…

- Ok. – powiedzieli mężczyźni niemal jednocześnie.

- Ja też idę. – powiedziała Ginny.

- Nie. – powiedział Harry, ale widząc złe spojrzenie żony zmienił zdanie. – Ale trzymasz się z tyłu. Tato, mamo, Fleur rzucie zaklęcia ochronne, przepuszczające na hasło „Hogwart 1998”

            Wszyscy wyszli na zewnątrz. Harry, Bill, Fred, George i Ginny teleportowali się pod dom Rona i Hermiony, a Molly, Arthur i Fleur zaczęli rzucać zaklęcia ochronne.
 
-------------------------------------------------------
* Pani Weasley nie nauczyła się korzystać z mugolskiego telefonu, co widzą wszyscy prócz Rona.

czwartek, 24 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ DRUGI


            Otworzyła je a tam jej różdżka. Nie kryła zdziwienia. Wyjęła ją z pudełeczka i postanowiła przetestować. Skierowała ją na szafkę.

- Tergeo – szepnęła, a kurz z szafki zniknął. Działała. Sięgnęła po kartkę od Rona.

Hermiono, Bardzo Cię przepraszam za moje dzisiejsze zachowanie. Przepraszam, trochę mnie poniosło…

Trochę? – pomyślała Hermiona, prychnęła i zaczęła czytać dalej.

To wszystko przez pracę. Pracując w Ministerstwie jako szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów, w związku ze zbliżającymi się Międzynarodowymi Mistrzostwami Świata w Quiddithu, muszę kontrolować przygotowania do imprezy. Proszę Cię, abyś wraz z Hugonem wróciła do domu. Bez was jest tu cicho i pusto. W pudełku jest Twoja różdżka. Ron

Przeczytała list jeszcze raz. Nie przyszło jej do głowy, że Ron do niej w ogóle napisze albo odda jej różdżkę. Mając mętlik w głowie poszła do łazienki, umyła się i ubrała w piżamę. Jednak długo zastanawiała się nad tym czy wrócić do Rona. Po tym, jak ją nazwał? A co z Hugho? Jak on zareaguje na to wszystko? Z takimi myślami usnęła.

 

***

- Mamusiu wstawaj! Jest już dziewiąta. – obudził ją głos synka

- Już skarbie. – powiedziała zaspana

            Po paru minutach wstała, a następnie wyjęła ubrania dla siebie i Hugha. Wyjęła mu szary T-shirt ze autkami z oliwkowymi rękawkami czarne spodnie, ciemne skarpetki i trampki w kolorze czarnym z białymi sznurówkami. Sobie naszykowała pistacjową koszulę oraz jeansy z poprzecieranymi kieszeniami i obdartymi na wysokości kolan. Mały chwycił ubrania, pobiegł do łazienki, przebrał się i wrócił. Po nim do toalety weszła Hermiona. Odświeżyła się, ubrała, zrobiła lekki makijaż i zeszła razem z synem do kuchni. Po pomieszczeniu krzątała się pani Klark, a przy stole siedziały jej wnuki.

- Co chcecie na śniadanie? – zapytała starsza pani.

- Ja chcę kanapki. – powiedział Marvin.

- Ja też. – poparła brata Celina.

- I ja. – dołączył do nich Hugho.

- Z czym? – spytała pani Wilma.

- Z serem żółtym. – krzyknęła Celina.

- I z pomidorem. – dodał Hugh.

- A ja z  szynką – powiedział Marvin.

- Dobrze. A ty co chcesz, Hermionko? – spytała się starsza kobieta.

- Ja to, co dzieci. – odpowiedziała. – Może pomogę? powiedziała widząc starszą panią zaczynającą robić kanapki.

- Nie, usiądź.

- Oj, proszę pani. – wstała od stołu i ruszyła do blatu.

- No dobrze. – zgodziła się starsza pani. Wyjęła pieczywo, ser, szynkę, pomidor, masło i dwa noże – jeden niezbyt ostry, drugi specjalny do warzyw.

            Kobiety w parę minut przygotowały kanapki dla dzieci i siebie. Pani Wilma położyła na stole dwa talerze pełne kanapek, a Hermiona każdemu po mniejszym talerzyku. Kiedy dzieci zjadły, poszły bawić się do salonu. Młoda czarownica i starsza pani usiadły na kanapie z szklankami pełnymi świeżego soku, obserwując maluchy.

- Hermionko, jeśli mogę się spytać, o co wczoraj pokłóciłaś się z Ronem? – spytała nagle charłaczka

- No… Posprzeczaliśmy się o wychowanie małego. – skłamała z bólem, nie chcąc martwić kobiety. – Ale już się pogodziliśmy. Przysłał mi wczoraj późnym wieczorem list z przeprosinami i wracam z małym do domu.

            Pani Klark nic nie odpowiedziała. Patrzyła na dzieci bawiące się na dywanie.

- Chciałabym podziękować za pomoc wczoraj oraz za to, że przenocowała pani mnie i małego. – powiedziała Hermiona.

- Nie ma za co. – odpowiedziała kobieta – Wiesz, że jesteś dla mnie jak córka.

- To ja pójdę nas spakować. – odstawiła szklankę do kuchni i ruszyła na piętro.

            Weszła do pokoju i po paru machnięciami różdżką walizki były spakowane. Zmniejszyła je i schowała do torebki, a różdżkę do kieszeni spodni. Po chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł mały Hugho.

- Mamusiu, a ty się pogodziłaś z tatusiem? – spytał

- Tak. A co?

- No bo pani Wilma mówila, ze wracamy do domu.

- Tak. Chodź. – złapała synka za rękę i zeszli na dół.

            W salonie siedziała starsza pani z wnukami. Mały podbiegł do nich i się pożegnał.

- Celino, Marvinie, pa. Bo ja już wracam do domu. – powiedział.

- Pa. – pożegnał się Marvin

- Pa. Będę tęsknić. – powiedziała dziewczynka.

- Do widzenia, pani Wilmo – pożegnała się młoda czarownica. – Dziękuję za pomoc.

- Nie ma za co. – odpowiedziała kobiecinka. – Zawsze jesteście tu mile widziani. Pa Hugho.

- Do widzenia. – pożegnał się Hugh.

            Pani Klark z wnukami odprowadziła Hermionę i Hugha do furtki. Rudasek razem z mamą poszli do domu. Na werandzie, przed wejściem siedział Ron z bukietem róż i torbą.

- Herm, Hugh. – krzyknął, kiedy ich zobaczył. – Proszę, mały. – mężczyzna wręczył chłopcu torbę. – A to dla ciebie. – powiedział i wręczył kobiecie róże.

- Hej. – przywitała się z mężem – Dziękuję. – powiedziała wąchając kwiaty.

- Dziękuję. – powiedział chłopiec i rozpakował prezent. Było to pudełko czekoladowych żab oraz pluszowy miś. – Mogę iść do siebie? – spytał.

- Ok. – powiedziała.

            Małżeństwo zostało same. Wieczorem zjedli wspólnie z synkiem kolację, a potem poszli spać.

 

***

            Minęło parę dni. Hermiona siedziała na kanapie w salonie, czytając książkę. W pewnym momencie usłyszała dźwięk tłuczonego szkła, a po chwili krzyk męża i płacz dziecka. Wstała i ruszyła w stronę kuchni.

            Na środku stał Ron. Przy lodówce stał skulony chłopczyk, a pomiędzy nimi leżała rozbita miska.

- Co się stało? – spytała. Nie czekając na odpowiedź, wyjęła różdżkę, naprawiła naczynie i odesłała do zlewu. – I po krzyku. Chodź do mnie, Hugh.

            Malec podbiegł do mamy przytulając się, schował się za nią. Ron nadal był cały czerwony. Opierał się o blat stołu.

- Hugh, idź do siebie. – nakazała.

             Chłopcu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko wyszedł, a raczej wybiegł,  z kuchni.

- Ron, kotek, co jest? – spytała Hermiona zatapiając palce w włosy Rudego.

- Odczep się. – rzucił krótko.

            Hermiona odsunęła się, zdezorientowana.

- Ronaldzie! Co się z tobą dzieje. Ciągle, o byle co, się wściekasz na małego i na mnie. Ciągle oskarżasz mnie bezpodstawnie o zdradę. – krzyknęła oburzona.

- A co? To nie Twój interes. – krzyknął i popchnął kobietę. Hermiona uderzyła o kant szafki i osunęła się bezwładnie na ziemię.

            Ron deportował się, nie sprawdzając co z brązowowłosą. Ta leżała nieprzytomna na podłodze kuchni, a wokół było pełno krwi.

            Po paru minutach, kiedy krzyki ucichły mały Hugh zszedł po cichu na dół. Uchylił lekko drzwi.

-Mamusiu! – krzyknął zapłakany.

Szybko do niej podbiegł i zaczął lekko szarpać za ramię. Gdzy to nie poskutkowało wziął karteczkę i mazak, i naskrobał:

Mamusia lezy na podłodze w kóchni i się nierusza. A wokoło jest duzo krwi. Hugho

            Pobiegł na strych, gdzie była sowiarnia. Wziął brązowobiałą sowę mamy, Imbira, i przyczepił do nóżki.

- Do cioci Ginny i wujka Harry’go. Lec sybko. Plosze. – powiedział, a sówka odleciała, a chłopiec pobiegł do mamy.

wtorek, 22 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ PIERWSZY


            Brązowowłosa czarownica szła razem z mężem i pięcioletnim synkiem ulicą Pokątną. Chłopiec był bardzo inteligentny, co odziedziczył po matce. Usiedli przy jednym ze stolików w ogródku lodziarni Floriana Foresue’a, obecnie prowadzonej przez jego syna Larry’go.

- Jakie chcesz lody? – spytała kobieta rudowłosego chłopca.

- Ja poplose lody cekoladowe, mamusiu – odpowiedział uśmiechając się.

- A ty, Ron? – spytała męża. – Chcesz coś?

- Kawę. – odpowiedział.

Kobieta wstała i weszła do lodziarni złożyć zamówienie. Wnętrze kawiarni było utrzymane w ciepłych kolorach. Dominującymi była czerwień i czerń, ale mimo to pomieszczenie nie było mroczne, a wręcz przeciwnie – ciepłe i przytulne.

- Witaj Hermino. W czym mogę pomóc?

- Hej Larry. Poproszę małe lody czekoladowe, kawę i sorbet mango.

- 20 knutów.

- Proszę. – wręczyła pieniądze. – Jak u Luny?

- Dobrze. Ciągle zastanawia się nad ślubem. Lista gości ciągle powstaje. Ja chcę bardziej skromne wesele, tak na pięćdziesiąt osób, a ona woli urządzić huczne weselisko. A menu to istny koszmar. Ciągle wymyśla jakieś dziwne potrawy. Nie dociera do niej, że każdy normalny tego nie zje.

- Jak ostatnio wybrałyśmy się z Ginny i Lavander na babski wieczór to ciągle mówiła o weselu. – powiedziała Hermina. – Taka ona po prostu jest.

- Ta jej „dziwność” przyciąga mnie do niej. Kocham ją. – powiedział Larry, nie zauważając jak ubrudził się herbatą, którą popijał. – O cholerka.

- Oj Larry. Idź to zapierz lepiej. – poradziła uśmiechnięta.

 Pożegnała się i zabrała zamówione desery. Postawiła je na stoliku, przed każdym to, co chciał.

            Usiadła obok synka. Zaczęła jeść lody żartując z chłopcem i obserwując męża.

- Co taki jesteś naburmuszony? – spytała uśmiechając się zalotnie.

- Co tak długo? – spytał podenerwowany Ronald.

- Zagadałam się z Larrym… - zaczęła, lecz Ron jej przerwał.

- ZNOWU z kimś flirtujesz? –spytał oskarżycielsko – Zapominasz chyba, że jestem twoim mężem.

- Oj Ron. Ty po prostu jesteś zazdrosny. – powiedziała.

- Weź daj i spokój. – powiedział, wypił kawę i odszedł.

Hermina została sama z synkiem. Kolejna kłótnia. Chciała płakać, jak zawsze. Ciągle, od dwóch lat, się kłócili. Dwa lata temu coś się zmieniło. Przez pierwsze cztery lata małżeństwa Ron był czułym, kochającym mężem. Dbał bardzo o żonę i synka. Poświęcał im całą swoją uwagę. Potem coś się zmieniło. Coraz rzadziej bywał w domu, często wracał pijany, w środku nocy.

- Hugho, zjadaj i wracamy do domu. – powiedziała Hermina.

- Dobrze mamusiu. – powiedział. Parę minut później na stole stały dwa puste pucharki i filiżanka. Naczynia same odleciały do kuchni.

            Kobieta chwyciła synka i teleportowała się pod dom.

            Dom państwa Weasley ’ów znajdował się w magicznej części Londynu. Był duży, z czerwonej cegły. Miał dwa balkony z czarną balustradą oraz taras. Dach z czarnych dachówek. Obok, na tzw. dostawce, był obszerny garaż mający miejsce na dwa samochody.  Z tyłu domu był piękny ogród, pełen różnokolorowych kwiatów, z czego większość stanowiły różne gatunki róż – ulubionych kwiatów pani Weasley. Obok znajdowało się oczko wodne z małym mostkiem, kamienna altanka oraz plac zabaw dla małego Hughona.

            Będąc małą dziewczynką marzyła o takim domku, w którym mieszkałaby z rodziną. Z zamyślenia wyrwał ją głos synka.

- Mamo, co tam stoi? – spytał, pokazując na coś stojące pod drzwiami wejściowymi.

Walizki. – pomyślała Hermina.

- Nic takiego. – powiedziała. – Idź do pani Klark.  Chciałabym porozmawiać z tatusiem na osobności, dobrze?

- Dobze mamusiu.

            Posłusznie poszedł parę domów dalej, do pani Wilmy Klark – starszej kobiety, która często im pomagała, charłaczki. Była ona przyjaciółką profesor McGonagal, obecnej dyrektorki Hogwartu.

            Widząc jak chłopiec wchodzi do domu starszej pani, ruszyła w stronę swojego. Dwie walizki. Otworzyła jedną. Była w szoku, widząc zawartość. Jej ubrania, kosmetyki, dokumenty. W drugiej – rzeczy synka. Zapięła je, zmniejszyła do wielkości pudełek od zapałek i schowała to torebki. Weszła do domu, trzymając różdżkę w pogotowiu.

- Experliarmus. – rozbroił ją Ron. Trzymał jej różdżkę w jednej ręce, a w drugiej swoją celując w Herminę.

- Nie widziałaś walizek? Wynocha.

- Co jak takiego zrobiłam? – spytała. Po jej policzkach spływały łzy. Walizki położyła na podłodze. Nadal były wielkości pudełek od zapałek.

- Ty się jeszcze pytasz? Zdradzasz mnie na prawo i lewo. – krzyknął. W jego oczach malowała się nienawiść.

- Nie prawda. Ja cię NIGDY nie zdradziłam. Nigdy mi to nawet przez głowę nie przeszło. Ty jesteś tym jedynym. Ja tylko rozmawiam ze znajomymi. Mam przecież do tego prawo. A rozmowa to nie zdrada.

- Nie łżyj. Masz minutę by się wynieść. Ciesz się, że was spakowałem. – skierował różdżkę na walizki i je powiększył, a potem znów celował nią w kobietę.

- Jak możesz. Żonę i synka wyrzucać…

- Skąd mam wiedzieć, że to moje? – spytał.

- Jak możesz? Hugho to TWÓJ syn. – zaszlochała.

- 30 sekund. – powiedział spokojnie

- Możesz oddać mi różdżkę? – spytała, mając łzy w oczach.

- Nie. Żegnam SZLAMO. – odpowiedział sucho. – Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem,…

            Wybiegła zapłakana, ciągnąc za sobą walizki. Ron, mężczyzna, którego kocha wyrzucił ją z domu z dzieckiem. Uważał, że go zdradzała… zdradza. Że wmówiła mu ojcostwo. Nieprawda. Ona nigdy nawet nie pomyślała o innym mężczyźnie. Ron był tym jedynym. W dodatku odebrał jej różdżkę. Nie mogła czarować. Jedynie teleportacja. Ale co z tego, jak nie miała dokąd. Do Doliny Godryka, gdzie mieszkali Potterowie? Nie, nie chciała im przeszkadzać. Rodzice? Nie wie gdzie się teraz znajdują. Przed wojną, by ich chronić przed Voldemortem, wymazała im pamięć i wysłała do Australii. Po wojnie nie zdołała jednak ich odnaleźć. Nora? Nie. Chociaż może podrzuci tam synka. Molly i Arthur się ucieszą, że będą mogli zająć się wnukiem. A ona? Może uda jej się przenocować u jakieś mugolskiej koleżanki.

            Ruszyła do domu pani Klark, by odebrać synka. Otarła łzy i zapukała.

- Dzień dobry, skarbie. – zaczęła starsza pani.- Płakałaś? Wejdź.

- Dzień dobry. Nic się nie stało. Chciałam odebrać małego. – powiedziała, przybierając na twarz „maskę”

- Hermionka, widzę. Wejdź. – powiedziała starsza pani. Chwyciła młodą kobietę za rękę i wciągnęła do środka.

            Kobiety przeszły do salonu starszej pani. Cały dom był pełny starych, antycznych mebli i różnych bibelotów. Usiadły na kanapie.

- Gdzie jest Hugho? – spytała Hermina

- Bawi się w pokoju z moimi wnukami. – odpowiedziała charłaczka- Pokłóciłaś się z Ronem?

- Trochę. – powiedziała odwracając wzrok.

- Hugho mówił coś o walizkach. Możesz przenocować u mnie.

- Dziękuję –odpowiedziała. Była wdzięczna kobiecie za pomoc.

            Starsza pani wstała i ruszyła na piętro. Hermiona poszła za nią. Kiedy szły korytarzem pewne drzwi się otworzyły i wyszedł Hugho razem z wnukami starszej pani – Celiny i Marvina. Chłopiec widząc mamę pobiegł do niej z uśmiechem od ucha do ucha.

- Mama!

- Hej skarbie. Co tam?

- Bawiłem się z Celiną i Marvinem. Pokazałem im jak gra sie w tą grę, którą ty mi dalas, tą co ty bawiłaś. Jerki… te kolorowe patycki

- Bierki. – powiedziała Hermiona. – Hugho, dziś nocujemy u pani Klark.

- Dobze, ale dlacego? – spytał

- Bo tak. Idź się pobaw z Celiną i Marvinem.

            Odszedł. Hermiona poszła za panią Wilmą, która podczas rozmowy z matki z synem, zniknęła za drzwiami, pierwszymi po prawej. Weszła do środka. Pokój nie był duży, utrzymany w pastelowych kolorach żółci i błękitu. W centrum pokoju stało dwuosobowe łóżko, zaścielone w kremową pościel. Po prawej były drzwi do łazienki, a po lewej stała stara dębowa szafa. Na wprost było okno, a na podłodze leżał puchowy, granatowy dywan.

- Dziękuję. – powiedziała Hermiona.

- Nie ma za co. – odpowiedziała kobieta. – Hermionko, wiesz o tym, że jesteś dla mnie jak córka.

- Ale mimo wszystko.

- Jest już późno. Połóż się spać. Zawołać małego?

- Jakby pani mogła.

            Kobieta wyszła. Po chwili przyszedł mały Hugho i usiadł na łóżku koło mamy. Przytulił ją.

- Mamusiu.

- Tak skarbie?

- Obiecuję Ci, że wszystko będzie dobze.

            Niby dziecko, a tyle rozumiało. Kłótnie rodziców codziennie. Mały Hugho, bardziej podobny był do matki – inteligentny, czuły, uwielbiał się uczyć. Jej charakter. Ostatnio poprosił mamę, by nauczyła go czytać i pisać. Tak jak ona nie lubił latać na miotle. Ograniczył się jedynie do oglądania meczów quidditcha. Ojcu to się nie podobało. Chłopiec przypominał jedynie ojca z wyglądu – rudowłosą czuprynką.

            Wstał z łóżka, wziął z walizki piżamkę i poszedł do łazienki. Po paru minutach wyszedł i wskoczył pod kołdrę.

- Dobranoc, mamusiu. – powiedział.

- Dobranoc. – odpowiedziała kobieta. – Śpij dobrze. Kolorowych snów.

            Hermiona wstała i zaczęła przeglądać rzeczy, jakie spakował jej mąż. Ubrania małego, parę zabawek, jej ubrania, kosmetyki… Łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Jak on mógł? – pomyślała. – Ja go kocham.

            Nagle usłyszała stukanie w okno. Odwróciła się. Czarna sowa… Uer -  sowa Rona. Miał jakąś paczkę i list. Wzięła kartkę i pudełeczko. Otworzyła je, a tam…
 
-------------------
Oto pierwszy rozdział. Chcecie się dowiedzieć, co napisał Ron do Hermiony? Co było w pudełku? Czy Hermiona wróci do Rona? O tym w następnym rozdziale.