-------------------------------
MÓJ BOHATER
Siedzę na cmentarzu przy jego grobie. Zginął tak młodo... za młodo, jako bohater. Uratował mnie, moich rodziców, swoją matkę. Sam nie zdążył.
Było to 27 września 1998 roku. Razem z moimi rodzicami byliśmy na obiedzie u jego matki. Po posiłku usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy oglądać zdjęcia z Jego dzieciństwa... On robiący pierwsze kroki, ... On na nocniku, ... On w pajacyku, w chodziku, ... na pierwszej miotle... Na wszystkich ruchomych fotografiach z Narcyzą lub skrzatami. Nigdy z ojcem. Mimo wszystko wyrósł na wspaniałego mężczyznę.
Następnie poszliśmy do ogrodu. Usiedliśmy w altance przy różach. Urwał jeden kwiat i wplótł mi we włosy. Spojrzałam na zegarek... piętnasta dwadzieścia jeden. Podnoszę głowę i lekko się uśmiecham, na co on całuje mnie w policzek. On patrzy na zegarek, minutę po mnie. Nagle wyciąga on z kieszeni coś i klęka...
- Hermiono Jean Granger, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - pyta rumieniąc się. Wyglądał tak niewinnie, tak uroczo.
- Tak - odpowiadam. On wkłada mi na palec pierścionek dwudziestokaratowy z rubinem i całuje... namiętnie i stanowczo, ale delikatnie.
Nasi rodzice, to znaczy moi i jego mama uśmiechali się, ciesząc naszym szczęściem. Nagle zadzwonił telefon. Jego telefon.
- Halo. Tak. O kurwa... - rozłączył się - Do domu. Wszyscy - rzucił ciągnąc mnie za sobą. Był zdenerwowany, lecz starał się to ukryć. Kiedy weszliśmy do środka zabarykadował drzwi i okna, nałożył na rezydencję zaklęcia ochronne.
- Co się dzieje? - spytałam
- Ojciec uciekł z Azkabanu. Teleportujecie się do Ministerstwa. Tam przejmą was Potter i Weasley.
- Co?! A ty? Chcesz tu zostać?! - zaczęłam na Niego krzyczeć.
- Ty idziesz, ja muszę zostać. Mamo, zabierz już Grangerów, chcę chwilę porozmawiać z Mionką.
Narcyza chwyciła za ręce moich rodziców i się teleportowała.
-Hermiono, musisz uciekać. Lada chwila on tu będzie, a nie wiadomo kiedy pojawią się aurorzy. To była masowa ucieczka. Pamiętaj, kocham Cię. - skończył jakby chciał się pożegnać. Po chwili drzwi upadły z hukiem. Mój Draco... Popchnął mnie do kominka, rzucił proszek krzycząc "Ministerstwo". Ostatnie, co widziałam, to lecące zielone światło ku Niemu.
W Ministerstwie czekali na mnie rodzice, Narcyza, Harry i Ron. Coś mówili, ale nie słyszałam ich. Byłam jak w letargu. Pamiętam, że wtuliłam się w mamę. Płakałam, a oni próbowali mnie uspokoić. Pytali, co się stało. Nic nie mówiłam, zalewając się kolejną falą łez. Chłopcy zabrali nas so jakiegoś pokoju. Stały tam dwie kanapy, parę foteli, barek. Położyłam się na jednej z sof na kolanach mamy.
- Napij się. - powiedział Ron podając szklankę z bursztynową cieczą.
- Co to? - spytałam cicho.
- Ognista.
- Nie mogę. Jestem w ciąży - i kolejna fala łez spływała po moich policzkach.
Od tego dnia minęło pół roku. Miesiąc temu urodziłam Olivię Hermionę Katelynn Malfoy. W rozmowach wiele razy mówił, że jak będziemy mieli dziecko to chce, by nazywało się Olivia lub Marcus. Chciał też, by drugie imię dziecko odziedziczyło po którymś z nas. Katelynn po koleżance, która nas zeswatała. Zaczęliśmy bowiem spotykać się w wakacje, po szóstej klasie. W siódmej ze względów bezpieczeństwa ukrywaliśmy nasz związek, lecz spotykaliśmy się potajemnie.
Olivia to wykapany tata. Blond włosy, blada cera. Mimo że to niemowlak już pokazuje nocami jego charakterek. Po mnie ma jedynie oczy... jak mawiał... czekoladki.
Spoglądam jeszcze raz na nagrobek.
Draco Lucjusz Malfoy
ur. 5 czerwca 1980
zm. 27 października 1998
Zginął jako bohater
A w myślach dopowiadam... "Mój bohater"
-------------------------------
I jak? Oceńcie!
fajne
OdpowiedzUsuńsmutne :(
podoba mi sie
świene tylko szkoda że draco zginął
OdpowiedzUsuń