Otworzyła
je a tam jej różdżka. Nie kryła zdziwienia. Wyjęła ją z pudełeczka i postanowiła
przetestować. Skierowała ją na szafkę.
- Tergeo – szepnęła, a kurz z szafki zniknął. Działała.
Sięgnęła po kartkę od Rona.
Hermiono, Bardzo Cię
przepraszam za moje dzisiejsze zachowanie. Przepraszam, trochę mnie poniosło…
Trochę? – pomyślała Hermiona, prychnęła i zaczęła czytać
dalej.
To wszystko przez
pracę. Pracując w Ministerstwie jako szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów,
w związku ze zbliżającymi się Międzynarodowymi Mistrzostwami Świata w
Quiddithu, muszę kontrolować przygotowania do imprezy. Proszę Cię, abyś wraz z
Hugonem wróciła do domu. Bez was jest tu cicho i pusto. W pudełku jest Twoja
różdżka. Ron
Przeczytała list jeszcze raz. Nie
przyszło jej do głowy, że Ron do niej w ogóle napisze albo odda jej różdżkę.
Mając mętlik w głowie poszła do łazienki, umyła się i ubrała w piżamę. Jednak
długo zastanawiała się nad tym czy wrócić do Rona. Po tym, jak ją nazwał? A co
z Hugho? Jak on zareaguje na to wszystko? Z takimi myślami usnęła.
***
- Mamusiu wstawaj! Jest już dziewiąta. – obudził ją głos
synka
- Już skarbie. – powiedziała zaspana
Po paru
minutach wstała, a następnie wyjęła ubrania dla siebie i Hugha. Wyjęła mu szary
T-shirt ze autkami z oliwkowymi rękawkami czarne spodnie, ciemne skarpetki i trampki
w kolorze czarnym z białymi sznurówkami. Sobie naszykowała pistacjową koszulę
oraz jeansy z poprzecieranymi kieszeniami i obdartymi na wysokości kolan. Mały
chwycił ubrania, pobiegł do łazienki, przebrał się i wrócił. Po nim do toalety
weszła Hermiona. Odświeżyła się, ubrała, zrobiła lekki makijaż i zeszła razem z
synem do kuchni. Po pomieszczeniu krzątała się pani Klark, a przy stole
siedziały jej wnuki.
- Co chcecie na śniadanie? – zapytała starsza pani.
- Ja chcę kanapki. – powiedział Marvin.
- Ja też. – poparła brata Celina.
- I ja. – dołączył do nich Hugho.
- Z czym? – spytała pani Wilma.
- Z serem żółtym. – krzyknęła Celina.
- I z pomidorem. – dodał Hugh.
- A ja z szynką –
powiedział Marvin.
- Dobrze. A ty co chcesz, Hermionko? – spytała się starsza
kobieta.
- Ja to, co dzieci. – odpowiedziała. – Może pomogę?
powiedziała widząc starszą panią zaczynającą robić kanapki.
- Nie, usiądź.
- Oj, proszę pani. – wstała od stołu i ruszyła do blatu.
- No dobrze. – zgodziła się starsza pani. Wyjęła pieczywo,
ser, szynkę, pomidor, masło i dwa noże – jeden niezbyt ostry, drugi specjalny
do warzyw.
Kobiety w
parę minut przygotowały kanapki dla dzieci i siebie. Pani Wilma położyła na
stole dwa talerze pełne kanapek, a Hermiona każdemu po mniejszym talerzyku.
Kiedy dzieci zjadły, poszły bawić się do salonu. Młoda czarownica i starsza
pani usiadły na kanapie z szklankami pełnymi świeżego soku, obserwując maluchy.
- Hermionko, jeśli mogę się spytać, o co wczoraj pokłóciłaś
się z Ronem? – spytała nagle charłaczka
- No… Posprzeczaliśmy się o wychowanie małego. – skłamała z
bólem, nie chcąc martwić kobiety. – Ale już się pogodziliśmy. Przysłał mi
wczoraj późnym wieczorem list z przeprosinami i wracam z małym do domu.
Pani Klark
nic nie odpowiedziała. Patrzyła na dzieci bawiące się na dywanie.
- Chciałabym podziękować za pomoc wczoraj oraz za to, że
przenocowała pani mnie i małego. – powiedziała Hermiona.
- Nie ma za co. – odpowiedziała kobieta – Wiesz, że jesteś
dla mnie jak córka.
- To ja pójdę nas spakować. – odstawiła szklankę do kuchni i
ruszyła na piętro.
Weszła do
pokoju i po paru machnięciami różdżką walizki były spakowane. Zmniejszyła je i
schowała do torebki, a różdżkę do kieszeni spodni. Po chwili drzwi się otworzyły
i do pokoju wszedł mały Hugho.
- Mamusiu, a ty się pogodziłaś z tatusiem? – spytał
- Tak. A co?
- No bo pani Wilma mówila, ze wracamy do domu.
- Tak. Chodź. – złapała synka za rękę i zeszli na dół.
W salonie
siedziała starsza pani z wnukami. Mały podbiegł do nich i się pożegnał.
- Celino, Marvinie, pa. Bo ja już wracam do domu. –
powiedział.
- Pa. – pożegnał się Marvin
- Pa. Będę tęsknić. – powiedziała dziewczynka.
- Do widzenia, pani Wilmo – pożegnała się młoda czarownica.
– Dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co. – odpowiedziała kobiecinka. – Zawsze
jesteście tu mile widziani. Pa Hugho.
- Do widzenia. – pożegnał się Hugh.
Pani Klark
z wnukami odprowadziła Hermionę i Hugha do furtki. Rudasek razem z mamą poszli
do domu. Na werandzie, przed wejściem siedział Ron z bukietem róż i torbą.
- Herm, Hugh. – krzyknął, kiedy ich zobaczył. – Proszę,
mały. – mężczyzna wręczył chłopcu torbę. – A to dla ciebie. – powiedział i
wręczył kobiecie róże.
- Hej. – przywitała się z mężem – Dziękuję. – powiedziała
wąchając kwiaty.
- Dziękuję. – powiedział chłopiec i rozpakował prezent. Było
to pudełko czekoladowych żab oraz pluszowy miś. – Mogę iść do siebie? – spytał.
- Ok. – powiedziała.
Małżeństwo
zostało same. Wieczorem zjedli wspólnie z synkiem kolację, a potem poszli spać.
***
Minęło parę
dni. Hermiona siedziała na kanapie w salonie, czytając książkę. W pewnym
momencie usłyszała dźwięk tłuczonego szkła, a po chwili krzyk męża i płacz
dziecka. Wstała i ruszyła w stronę kuchni.
Na środku
stał Ron. Przy lodówce stał skulony chłopczyk, a pomiędzy nimi leżała rozbita
miska.
- Co się stało? – spytała. Nie czekając na odpowiedź, wyjęła
różdżkę, naprawiła naczynie i odesłała do zlewu. – I po krzyku. Chodź do mnie,
Hugh.
Malec
podbiegł do mamy przytulając się, schował się za nią. Ron nadal był cały
czerwony. Opierał się o blat stołu.
- Hugh, idź do siebie. – nakazała.
Chłopcu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko
wyszedł, a raczej wybiegł, z kuchni.
- Ron, kotek, co jest? – spytała Hermiona zatapiając palce w
włosy Rudego.
- Odczep się. – rzucił krótko.
Hermiona
odsunęła się, zdezorientowana.
- Ronaldzie! Co się z tobą dzieje. Ciągle, o byle co, się
wściekasz na małego i na mnie. Ciągle oskarżasz mnie bezpodstawnie o zdradę. –
krzyknęła oburzona.
- A co? To nie Twój interes. – krzyknął i popchnął kobietę.
Hermiona uderzyła o kant szafki i osunęła się bezwładnie na ziemię.
Ron
deportował się, nie sprawdzając co z brązowowłosą. Ta leżała nieprzytomna na
podłodze kuchni, a wokół było pełno krwi.
Po paru
minutach, kiedy krzyki ucichły mały Hugh zszedł po cichu na dół. Uchylił lekko
drzwi.
-Mamusiu! – krzyknął zapłakany.
Szybko do niej podbiegł i zaczął
lekko szarpać za ramię. Gdzy to nie poskutkowało wziął karteczkę i mazak, i
naskrobał:
Mamusia lezy na podłodze w kóchni i się nierusza. A wokoło jest duzo
krwi. Hugho
Pobiegł na
strych, gdzie była sowiarnia. Wziął brązowobiałą sowę mamy, Imbira, i
przyczepił do nóżki.
- Do cioci Ginny i wujka Harry’go. Lec sybko. Plosze. – powiedział, a sówka
odleciała, a chłopiec pobiegł do mamy.
Niech ona od niego odejdzie! Błagam!
OdpowiedzUsuńRozdział fajny :)
Czekam na następny :)
Bardzo fajny rozdział :D:D :D
OdpowiedzUsuńPomysł też fajny , nie lubię Rona więc mam nadzieję, że go rzuci!
Wow, az mi sie smutno zrobilo:(
OdpowiedzUsuń^^.pysia