czwartek, 24 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ DRUGI


            Otworzyła je a tam jej różdżka. Nie kryła zdziwienia. Wyjęła ją z pudełeczka i postanowiła przetestować. Skierowała ją na szafkę.

- Tergeo – szepnęła, a kurz z szafki zniknął. Działała. Sięgnęła po kartkę od Rona.

Hermiono, Bardzo Cię przepraszam za moje dzisiejsze zachowanie. Przepraszam, trochę mnie poniosło…

Trochę? – pomyślała Hermiona, prychnęła i zaczęła czytać dalej.

To wszystko przez pracę. Pracując w Ministerstwie jako szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów, w związku ze zbliżającymi się Międzynarodowymi Mistrzostwami Świata w Quiddithu, muszę kontrolować przygotowania do imprezy. Proszę Cię, abyś wraz z Hugonem wróciła do domu. Bez was jest tu cicho i pusto. W pudełku jest Twoja różdżka. Ron

Przeczytała list jeszcze raz. Nie przyszło jej do głowy, że Ron do niej w ogóle napisze albo odda jej różdżkę. Mając mętlik w głowie poszła do łazienki, umyła się i ubrała w piżamę. Jednak długo zastanawiała się nad tym czy wrócić do Rona. Po tym, jak ją nazwał? A co z Hugho? Jak on zareaguje na to wszystko? Z takimi myślami usnęła.

 

***

- Mamusiu wstawaj! Jest już dziewiąta. – obudził ją głos synka

- Już skarbie. – powiedziała zaspana

            Po paru minutach wstała, a następnie wyjęła ubrania dla siebie i Hugha. Wyjęła mu szary T-shirt ze autkami z oliwkowymi rękawkami czarne spodnie, ciemne skarpetki i trampki w kolorze czarnym z białymi sznurówkami. Sobie naszykowała pistacjową koszulę oraz jeansy z poprzecieranymi kieszeniami i obdartymi na wysokości kolan. Mały chwycił ubrania, pobiegł do łazienki, przebrał się i wrócił. Po nim do toalety weszła Hermiona. Odświeżyła się, ubrała, zrobiła lekki makijaż i zeszła razem z synem do kuchni. Po pomieszczeniu krzątała się pani Klark, a przy stole siedziały jej wnuki.

- Co chcecie na śniadanie? – zapytała starsza pani.

- Ja chcę kanapki. – powiedział Marvin.

- Ja też. – poparła brata Celina.

- I ja. – dołączył do nich Hugho.

- Z czym? – spytała pani Wilma.

- Z serem żółtym. – krzyknęła Celina.

- I z pomidorem. – dodał Hugh.

- A ja z  szynką – powiedział Marvin.

- Dobrze. A ty co chcesz, Hermionko? – spytała się starsza kobieta.

- Ja to, co dzieci. – odpowiedziała. – Może pomogę? powiedziała widząc starszą panią zaczynającą robić kanapki.

- Nie, usiądź.

- Oj, proszę pani. – wstała od stołu i ruszyła do blatu.

- No dobrze. – zgodziła się starsza pani. Wyjęła pieczywo, ser, szynkę, pomidor, masło i dwa noże – jeden niezbyt ostry, drugi specjalny do warzyw.

            Kobiety w parę minut przygotowały kanapki dla dzieci i siebie. Pani Wilma położyła na stole dwa talerze pełne kanapek, a Hermiona każdemu po mniejszym talerzyku. Kiedy dzieci zjadły, poszły bawić się do salonu. Młoda czarownica i starsza pani usiadły na kanapie z szklankami pełnymi świeżego soku, obserwując maluchy.

- Hermionko, jeśli mogę się spytać, o co wczoraj pokłóciłaś się z Ronem? – spytała nagle charłaczka

- No… Posprzeczaliśmy się o wychowanie małego. – skłamała z bólem, nie chcąc martwić kobiety. – Ale już się pogodziliśmy. Przysłał mi wczoraj późnym wieczorem list z przeprosinami i wracam z małym do domu.

            Pani Klark nic nie odpowiedziała. Patrzyła na dzieci bawiące się na dywanie.

- Chciałabym podziękować za pomoc wczoraj oraz za to, że przenocowała pani mnie i małego. – powiedziała Hermiona.

- Nie ma za co. – odpowiedziała kobieta – Wiesz, że jesteś dla mnie jak córka.

- To ja pójdę nas spakować. – odstawiła szklankę do kuchni i ruszyła na piętro.

            Weszła do pokoju i po paru machnięciami różdżką walizki były spakowane. Zmniejszyła je i schowała do torebki, a różdżkę do kieszeni spodni. Po chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł mały Hugho.

- Mamusiu, a ty się pogodziłaś z tatusiem? – spytał

- Tak. A co?

- No bo pani Wilma mówila, ze wracamy do domu.

- Tak. Chodź. – złapała synka za rękę i zeszli na dół.

            W salonie siedziała starsza pani z wnukami. Mały podbiegł do nich i się pożegnał.

- Celino, Marvinie, pa. Bo ja już wracam do domu. – powiedział.

- Pa. – pożegnał się Marvin

- Pa. Będę tęsknić. – powiedziała dziewczynka.

- Do widzenia, pani Wilmo – pożegnała się młoda czarownica. – Dziękuję za pomoc.

- Nie ma za co. – odpowiedziała kobiecinka. – Zawsze jesteście tu mile widziani. Pa Hugho.

- Do widzenia. – pożegnał się Hugh.

            Pani Klark z wnukami odprowadziła Hermionę i Hugha do furtki. Rudasek razem z mamą poszli do domu. Na werandzie, przed wejściem siedział Ron z bukietem róż i torbą.

- Herm, Hugh. – krzyknął, kiedy ich zobaczył. – Proszę, mały. – mężczyzna wręczył chłopcu torbę. – A to dla ciebie. – powiedział i wręczył kobiecie róże.

- Hej. – przywitała się z mężem – Dziękuję. – powiedziała wąchając kwiaty.

- Dziękuję. – powiedział chłopiec i rozpakował prezent. Było to pudełko czekoladowych żab oraz pluszowy miś. – Mogę iść do siebie? – spytał.

- Ok. – powiedziała.

            Małżeństwo zostało same. Wieczorem zjedli wspólnie z synkiem kolację, a potem poszli spać.

 

***

            Minęło parę dni. Hermiona siedziała na kanapie w salonie, czytając książkę. W pewnym momencie usłyszała dźwięk tłuczonego szkła, a po chwili krzyk męża i płacz dziecka. Wstała i ruszyła w stronę kuchni.

            Na środku stał Ron. Przy lodówce stał skulony chłopczyk, a pomiędzy nimi leżała rozbita miska.

- Co się stało? – spytała. Nie czekając na odpowiedź, wyjęła różdżkę, naprawiła naczynie i odesłała do zlewu. – I po krzyku. Chodź do mnie, Hugh.

            Malec podbiegł do mamy przytulając się, schował się za nią. Ron nadal był cały czerwony. Opierał się o blat stołu.

- Hugh, idź do siebie. – nakazała.

             Chłopcu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko wyszedł, a raczej wybiegł,  z kuchni.

- Ron, kotek, co jest? – spytała Hermiona zatapiając palce w włosy Rudego.

- Odczep się. – rzucił krótko.

            Hermiona odsunęła się, zdezorientowana.

- Ronaldzie! Co się z tobą dzieje. Ciągle, o byle co, się wściekasz na małego i na mnie. Ciągle oskarżasz mnie bezpodstawnie o zdradę. – krzyknęła oburzona.

- A co? To nie Twój interes. – krzyknął i popchnął kobietę. Hermiona uderzyła o kant szafki i osunęła się bezwładnie na ziemię.

            Ron deportował się, nie sprawdzając co z brązowowłosą. Ta leżała nieprzytomna na podłodze kuchni, a wokół było pełno krwi.

            Po paru minutach, kiedy krzyki ucichły mały Hugh zszedł po cichu na dół. Uchylił lekko drzwi.

-Mamusiu! – krzyknął zapłakany.

Szybko do niej podbiegł i zaczął lekko szarpać za ramię. Gdzy to nie poskutkowało wziął karteczkę i mazak, i naskrobał:

Mamusia lezy na podłodze w kóchni i się nierusza. A wokoło jest duzo krwi. Hugho

            Pobiegł na strych, gdzie była sowiarnia. Wziął brązowobiałą sowę mamy, Imbira, i przyczepił do nóżki.

- Do cioci Ginny i wujka Harry’go. Lec sybko. Plosze. – powiedział, a sówka odleciała, a chłopiec pobiegł do mamy.

3 komentarze:

  1. Niech ona od niego odejdzie! Błagam!
    Rozdział fajny :)
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział :D:D :D
    Pomysł też fajny , nie lubię Rona więc mam nadzieję, że go rzuci!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, az mi sie smutno zrobilo:(
    ^^.pysia

    OdpowiedzUsuń