wtorek, 29 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ CZWARTY


            Wyszli z zaułka, niedaleko domu Hermiony i Rona. Ruszyli szybkim krokiem, by nie wzbudzać podejrzeń.

- Są prawdopodobnie w salonie – powiedział Harry. – George, Bill, wy wchodzicie ze mną od hollu. Gin i Fred od kuchni. – skinęli głowami i przyśpieszyli.

Stanęli przed furtką. Zamknięta.

- Alohomora – wyszeptała Ginny. Pchnęła ją i szybko przemknęli do drzwi wejściowych. Również zamknięte.

- Gin trzymasz się z tyłu – szepnął Harry. – Alohomora.

            Weszli do środka po cichu. Hermiona leżała przy kominku wijąc się z bólu, a nad nią stał Ron celując w nią różdżką.

- Crucio! – krzyknął. Hermiona nie dając mu satysfakcji, nie krzyknęła, przygryzając jedynie wargę. – Albo mnie posłuchasz albo…

- … albo co? Rzucisz Avadę? Phy. Jesteś zbyt słaby. – powiedziała słabym głosem brązowowłosa.

- Sectumsempra! Crucio! – krzyknął rozwścieczony mężczyzna. Obrócił się z wyciągniętą różdżką w stronę braci i przyjaciela. – Expulso! – krzyknął, a siła zaklęcia odrzuciała mężczyzn.

- Drętwota! – rzuciał w odwróconego tyłem brata George. – Experliarmus.

            Ron stał na środku pokoju, rozbrojony.

- Poddaj się. – powiedział Harry stojąc za Rudym z wyciągniętą różdzką.

- Ha ha. Accio różdżka. Ciao. – powiedział Ron, po czym się deportował. Mężczyźni natychmiast podbiegli do leżącej, zakrwawionej, nieprzytomnej Hermiony, nad którą klęczała Ginny.

- Co z nią? – spytał się Harry, pochylając się nad kobietami.

- Słaby puls. Fred, ty teleportujesz się z nami do Nory, a wy zabierzcie jakieś rzeczy Herm i Hugha. – powiedziała, po czym chwyciła za rękę przyjaciółkę i brata, po czym teleportowali się do Nory. Mężczyźni za pomocą paru machnięć różdżkami, spakowali kobietę i dziecko. Razem z paroma torbami, po kilku minutach teleportowali się do Nory.

 

***

- O Boże – krzyknęła pani Weasley widząc zmaltretowaną kobietę.

            Szybko przenieśli ją do pokoju gościnnego na pierwszym piętrze, dawnego pokoju Ginny. Przez godzinę pani Weasley, Ginny i Fleur wykonywały nad brązowowłosąjakieś zaklęcia. Kiedy ta odzyskała przytomność podały jej eliksir Szkielet–Wzro, bo miała złamaną rękę, Wiggenowy, Spokoju i Słodkiego Snu – dawkę na kilka godzin.

            Po godzinie Fleur i pani Weasley wyszły, a Gin została, by móc doglądać przyjaciółki.

- Co z nią? – spytał Harry, kiedy w zasięgu jego wzroku pojawiła się pani Weasley z Fleur.

- Co z mamusią? – spytał mały Hugh schodząc z kanapy podbiegł do babci.

            Kobieta wzięłą go na ręce i usiadła przy kuchennym stole.

- Hugh, mama jest bardzo słaba i nie możesz jej denerwować… – zaczęła.

- Ale moge do nej wejść? – spytał z maślanym wzrokiem.

- …ona teraz śpi…

- …Ale plose

- Dobrze. Harry, zaprowadzisz go…?

- Ok. Chodź mały. – odpowiedział mężczyzna. Wziął chłopca na ręce i wyszedł z pomieszczenia.

            Szli po schodach niemalże bezszelestnie. Po cichu otworzył drzwi i weszli do pokoju. Hermiona spała, a Ginny siedziała koło niej czytając książkę.

- Co z nią? – spytał szeptem Wybraniec jak najciszej jak umiał, by chłopiec nie usłyszał.

- Dostała dużą ilością Cruciatusów, lekką Sectusemprą, ma złamaną rękę i …  – urwała, widząc, że mały na nią patrzy.

- Ciociu, kiedy mama się obudzi? – spytał zmartwiony.

- Za parę godzin. – odpowiedziała.

- Ale ona pzezyje? Nie umze? Prawda? – spytał.

- Przeżyje. – odpowiedziała ze stoickim spokojem. – Idź coś zjedz albo pobaw się z Lily. Zawołam cię jak mama się obudzi.

- Dobze. – odpowiedział i wyszedł, a zaraz za nim Harry.

            Ruda poprawiła kołdrę przyjaciółki. Transmutowała sobie krzesło w wygodny, czerwony fotel i niczym Panna-Wiem-Wszystko pogrążyła się w lekturze.

 

***

            Dwie godziny później

            Panią Potter od ksiązki oderwało cichy kaszel. Spojrzała na przyjaciółkę, a ta w tej samej chwili otworzyła oczy.

- Jak się czujesz? – spytała Ruda.

- Dobrze. – odpowiedziała słabym głosem. – Co z Hughem?

- Okej. Ciągle pyta o ciebie.

Obie kobiety lekko się uśmiechnęły.

- A z …  – zaczęła Hermiona kładąc rękę na brzuchu.

- Z dzieckiem jest wszystko dobrze. – odpowiedziała cichym głosem rudowłosa.

- A kto wie, że…?

- Ja, mama i Fleur. A on wie?

- Nie… i nie może... – zaczęła brązowowłosa

- …się dowiedzieć.

            Nastała cisza, którą przerwało wejście małego Hugha.

- Hugho? – spytała słabym głosem Hermiona nie podnosząc się z łóżka.

- Mama! – podbiegł malec i przytulił się do kobiety. – Jak sie cujes?

- Dobrze. A ty? – powiedziała lekko się uśmiechając

- Nic mi ne jest.

piątek, 25 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ TRZECI


            Ginewra odrabiała lekcje z córką Lily Molly w Norze. Harry, Bill, bliźniaki i pan Weasley siedzieli w salonie pogrążeni w rozmowie o zbliżających się Mistrzostwach Quiditcha. Fleur i pani Weasley przygotowywały kolację.

            Nagle przez otwarte okno wleciał Imbir – sówka Hermiony, która od razu zaczęła dzióbkiem zaczepiać Harry’go, a potem Ginny. Ruda odwiązała kartkę, przeczytała i zamarła.

- Harry zobacz. – podała Bliznowatemu kartkę. Ten szybko przeczytał i na jego twarzy malował się strach o przyjaciółkę.

- Gin zostań. Pójdę.  – wstawał i szedł w stronę kominka, kiedy Gin zaprotestowała.

- Ja też idę. Mamo, zajmiesz się Lily?

- Tak, ale co się stało? – spytała pani Weasley. Harry podał jej kartkę. Wziął żonę za rękę i ruszyli w stronę kominka.

- Pójdę z wami. – powiedział pan Weasley.

-Nie, damy sobie radę. – powiedziała Ruda wpychając męża do kominka.

***

            Potterowie wyszli z kominka i od razu skierowali się do kuchni. Hermiona leżała bezwładnie w kuchni z raną na głowie, a obok niej klęczał zapłakany Hugh. Harry przyklęknął przy kobiecie, Gin zabrała małego do salonu.

            Potter najpierw zaczął od gojenia ran. Miała jedną z tyłu głowy, z której leciała krew, oraz drugą, lekką, na ramieniu. Po zasklepieniu się tej pierwszej, zaczął cucić kobietę.

- Herm, obudź się. – mówił spokojnie.

Po paru minutach kobieta się ocknęła. Od razu złapał ją atak kaszlu.

- Podaj torebkę,… na stole… - powiedziała między atakami. Mężczyzna podał jej torebkę, a ona wyjęła inhalator. Wciągnęła parę wdechów, po czym jej oddech się wyrównał, pomógł jej usiąść na krześle.

- Co się stało, Herm? – spytał.

- Nic, przewróciłam się. Co z małym?

- Jest z Gin w salonie. On do nas napisał. – powiedział delikatnie się uśmiechając.

            Kobieta odwzajemniła uśmiech. Próbowała wstać, lecz zakręciło jej się w głowie. Harry podtrzymał ją i pomógł stanąć. Przeszli do salonu. Malec siedział na kolanach cioci, płakał. Widząc mamę, podbiegł do niej, tuląc się.

            Hermiona usiadła na kanapie obok przyjaciółki.

- Hugh, poszukasz mojej różdżki? – spytała.

Malec pobiegł do wyczyszczonej już kuchni i zaczął szukać.

- Mionka, co się stało? – spytała zatroskana Ginny.

- Mówiłam już Harry’mu, że się przewróciłam. – powiedziała.

- A gdzie Ron? – spytał Harry.

- Nie wiem, wyszedł gdzieś. Pewnie w pracy. – powiedziała.

            Po chwili Rudasek przyszedł z różdżką mamy i  jej podał.

- Mamusiu, a o co pokłóciłaś się z tatą? – spytał. Harry i Ginny wymienili spojrzenia

- O nic takiego, skarbie. – odpowiedziała. – Idź do kuchni, weź sobie czekoladowe żaby.

            Malec już szedł do kuchni, kiedy wyszedł z niej Ron. Malec zawrócił i pobiegł do mamy.

- O cześć. – rzucił widząc szwagra i siostrę. – Herm, nie mówiłaś, że będziemy mieli gości.

- Hej. Mam sprawę dotyczącą Mistrzostw. – powiedział szybko Harry

- Acha. To chodź do mnie. – odpowiedział mężczyzna. Obaj wyszli.

            Kobiety i Hugh zostały same. Chłopiec siedział obok mamy, wtulając się w nią.

- Hermiona, co się dzieje? – spytała w pewnym momencie Ruda.

- Nic – odpowiedziała krótko.

- Kogo próbujesz oszukać. Przecież widzą, że między Tobą a Ronem coś jest nie tak.

- Nieprawda. Wszystko w porządku. – skłamała.

- Herm, nie kłam. – powiedziała Gin tonem pani Weasley.

            Gin nie zdążyła nic więcej powiedzieć,  gdyż do salonu wszedł Ron i Harry.

- Gin, musimy już iść. – powiedział Harry. – Mama dzwoniła*, że Lily zaczyna narzekać i płacze nie wiadomo czemu, a bliźniaki nie nadążają w rozweselaniu jej.

- Ok. To pa Mionka. Pa Ron.  – powiedziała rozumiejąc podstęp. Potterowie weszli do kominka mówiąc „Nora”. Weasleyowie zostali sami.

***

            Potterowie siedzieli przy stole w kuchni rodziców, rozmawiając z Billem, Fleur, bliźniakami, Molly i Arthurem. Mała Lily spała na piętrze.

- No i jak spytałam się jej co się dzieje, zbyła mnie. – skończyła Ginny.

- Mi nic Ron nie powiedział. Nie poruszałem tematu, bo był podenerwowany. – powiedział Harry. – I wyczułem, że pił.

***

            Ron, Hermiona i Hugh zostali sami. Brązowowłosa stała z synkiem przy kominku, niedaleko wejścia do kuchni, a Ron po przeciwnej stronie salonu. Kobieta za plecami trzymała w pogotowiu różdżkę. Mężczyzna celował swoją w żonę.

- Hugh, idź do siebie. – Malec już chciał iść, kiedy…

- Zostajesz – powiedział Ron. – Czego oni chcieli?

Hermiona milczała.

- Mów! Expelliarmus! – krzyknął Ron cały czerwony ze złości. Kobieta i Hugh wiedzieli, że mężczyzna zaraz wybuchnie. Chłopiec stojąc przy kominku, zasłonięty przez matkę, sięgnął po trochę proszku Fiuu. Wszedł do kominka ciągnąc matkę, lecz ta puściła go, jednak on już krzyknął „Nora” i pojawił się w kominku dziadków, cały zapłakany.

***

            Potterowie siedzieli z rodzicami, bliźniakami, Fleur i Billem zastanawiając się, co się dzieje w życiu Rona i Hermiony. Konwersację przerwał im huk z kominka. Na podłodze przed nim leżał zapłakany Hugh. Molly od razu podbiegła do małego i wzięła go na ręce. Wokoło nich już byli wszyscy zebrani.
 
- Co się stało? – spytała chłopca.

- No bo tata był zły… no i pytał sie po co byli u nas ciocia i wujek… Mama miała… różdżkę, ale tata jej zablał,… a ja wziołem ploszek… no i mama mnie wepchnęła. – wydukał płacząc.

- Zablokował kominek. – powiedział Harry, szef Biura Aurorów. – Bill, Fred, George…

- Ok. – powiedzieli mężczyźni niemal jednocześnie.

- Ja też idę. – powiedziała Ginny.

- Nie. – powiedział Harry, ale widząc złe spojrzenie żony zmienił zdanie. – Ale trzymasz się z tyłu. Tato, mamo, Fleur rzucie zaklęcia ochronne, przepuszczające na hasło „Hogwart 1998”

            Wszyscy wyszli na zewnątrz. Harry, Bill, Fred, George i Ginny teleportowali się pod dom Rona i Hermiony, a Molly, Arthur i Fleur zaczęli rzucać zaklęcia ochronne.
 
-------------------------------------------------------
* Pani Weasley nie nauczyła się korzystać z mugolskiego telefonu, co widzą wszyscy prócz Rona.

czwartek, 24 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ DRUGI


            Otworzyła je a tam jej różdżka. Nie kryła zdziwienia. Wyjęła ją z pudełeczka i postanowiła przetestować. Skierowała ją na szafkę.

- Tergeo – szepnęła, a kurz z szafki zniknął. Działała. Sięgnęła po kartkę od Rona.

Hermiono, Bardzo Cię przepraszam za moje dzisiejsze zachowanie. Przepraszam, trochę mnie poniosło…

Trochę? – pomyślała Hermiona, prychnęła i zaczęła czytać dalej.

To wszystko przez pracę. Pracując w Ministerstwie jako szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów, w związku ze zbliżającymi się Międzynarodowymi Mistrzostwami Świata w Quiddithu, muszę kontrolować przygotowania do imprezy. Proszę Cię, abyś wraz z Hugonem wróciła do domu. Bez was jest tu cicho i pusto. W pudełku jest Twoja różdżka. Ron

Przeczytała list jeszcze raz. Nie przyszło jej do głowy, że Ron do niej w ogóle napisze albo odda jej różdżkę. Mając mętlik w głowie poszła do łazienki, umyła się i ubrała w piżamę. Jednak długo zastanawiała się nad tym czy wrócić do Rona. Po tym, jak ją nazwał? A co z Hugho? Jak on zareaguje na to wszystko? Z takimi myślami usnęła.

 

***

- Mamusiu wstawaj! Jest już dziewiąta. – obudził ją głos synka

- Już skarbie. – powiedziała zaspana

            Po paru minutach wstała, a następnie wyjęła ubrania dla siebie i Hugha. Wyjęła mu szary T-shirt ze autkami z oliwkowymi rękawkami czarne spodnie, ciemne skarpetki i trampki w kolorze czarnym z białymi sznurówkami. Sobie naszykowała pistacjową koszulę oraz jeansy z poprzecieranymi kieszeniami i obdartymi na wysokości kolan. Mały chwycił ubrania, pobiegł do łazienki, przebrał się i wrócił. Po nim do toalety weszła Hermiona. Odświeżyła się, ubrała, zrobiła lekki makijaż i zeszła razem z synem do kuchni. Po pomieszczeniu krzątała się pani Klark, a przy stole siedziały jej wnuki.

- Co chcecie na śniadanie? – zapytała starsza pani.

- Ja chcę kanapki. – powiedział Marvin.

- Ja też. – poparła brata Celina.

- I ja. – dołączył do nich Hugho.

- Z czym? – spytała pani Wilma.

- Z serem żółtym. – krzyknęła Celina.

- I z pomidorem. – dodał Hugh.

- A ja z  szynką – powiedział Marvin.

- Dobrze. A ty co chcesz, Hermionko? – spytała się starsza kobieta.

- Ja to, co dzieci. – odpowiedziała. – Może pomogę? powiedziała widząc starszą panią zaczynającą robić kanapki.

- Nie, usiądź.

- Oj, proszę pani. – wstała od stołu i ruszyła do blatu.

- No dobrze. – zgodziła się starsza pani. Wyjęła pieczywo, ser, szynkę, pomidor, masło i dwa noże – jeden niezbyt ostry, drugi specjalny do warzyw.

            Kobiety w parę minut przygotowały kanapki dla dzieci i siebie. Pani Wilma położyła na stole dwa talerze pełne kanapek, a Hermiona każdemu po mniejszym talerzyku. Kiedy dzieci zjadły, poszły bawić się do salonu. Młoda czarownica i starsza pani usiadły na kanapie z szklankami pełnymi świeżego soku, obserwując maluchy.

- Hermionko, jeśli mogę się spytać, o co wczoraj pokłóciłaś się z Ronem? – spytała nagle charłaczka

- No… Posprzeczaliśmy się o wychowanie małego. – skłamała z bólem, nie chcąc martwić kobiety. – Ale już się pogodziliśmy. Przysłał mi wczoraj późnym wieczorem list z przeprosinami i wracam z małym do domu.

            Pani Klark nic nie odpowiedziała. Patrzyła na dzieci bawiące się na dywanie.

- Chciałabym podziękować za pomoc wczoraj oraz za to, że przenocowała pani mnie i małego. – powiedziała Hermiona.

- Nie ma za co. – odpowiedziała kobieta – Wiesz, że jesteś dla mnie jak córka.

- To ja pójdę nas spakować. – odstawiła szklankę do kuchni i ruszyła na piętro.

            Weszła do pokoju i po paru machnięciami różdżką walizki były spakowane. Zmniejszyła je i schowała do torebki, a różdżkę do kieszeni spodni. Po chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł mały Hugho.

- Mamusiu, a ty się pogodziłaś z tatusiem? – spytał

- Tak. A co?

- No bo pani Wilma mówila, ze wracamy do domu.

- Tak. Chodź. – złapała synka za rękę i zeszli na dół.

            W salonie siedziała starsza pani z wnukami. Mały podbiegł do nich i się pożegnał.

- Celino, Marvinie, pa. Bo ja już wracam do domu. – powiedział.

- Pa. – pożegnał się Marvin

- Pa. Będę tęsknić. – powiedziała dziewczynka.

- Do widzenia, pani Wilmo – pożegnała się młoda czarownica. – Dziękuję za pomoc.

- Nie ma za co. – odpowiedziała kobiecinka. – Zawsze jesteście tu mile widziani. Pa Hugho.

- Do widzenia. – pożegnał się Hugh.

            Pani Klark z wnukami odprowadziła Hermionę i Hugha do furtki. Rudasek razem z mamą poszli do domu. Na werandzie, przed wejściem siedział Ron z bukietem róż i torbą.

- Herm, Hugh. – krzyknął, kiedy ich zobaczył. – Proszę, mały. – mężczyzna wręczył chłopcu torbę. – A to dla ciebie. – powiedział i wręczył kobiecie róże.

- Hej. – przywitała się z mężem – Dziękuję. – powiedziała wąchając kwiaty.

- Dziękuję. – powiedział chłopiec i rozpakował prezent. Było to pudełko czekoladowych żab oraz pluszowy miś. – Mogę iść do siebie? – spytał.

- Ok. – powiedziała.

            Małżeństwo zostało same. Wieczorem zjedli wspólnie z synkiem kolację, a potem poszli spać.

 

***

            Minęło parę dni. Hermiona siedziała na kanapie w salonie, czytając książkę. W pewnym momencie usłyszała dźwięk tłuczonego szkła, a po chwili krzyk męża i płacz dziecka. Wstała i ruszyła w stronę kuchni.

            Na środku stał Ron. Przy lodówce stał skulony chłopczyk, a pomiędzy nimi leżała rozbita miska.

- Co się stało? – spytała. Nie czekając na odpowiedź, wyjęła różdżkę, naprawiła naczynie i odesłała do zlewu. – I po krzyku. Chodź do mnie, Hugh.

            Malec podbiegł do mamy przytulając się, schował się za nią. Ron nadal był cały czerwony. Opierał się o blat stołu.

- Hugh, idź do siebie. – nakazała.

             Chłopcu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko wyszedł, a raczej wybiegł,  z kuchni.

- Ron, kotek, co jest? – spytała Hermiona zatapiając palce w włosy Rudego.

- Odczep się. – rzucił krótko.

            Hermiona odsunęła się, zdezorientowana.

- Ronaldzie! Co się z tobą dzieje. Ciągle, o byle co, się wściekasz na małego i na mnie. Ciągle oskarżasz mnie bezpodstawnie o zdradę. – krzyknęła oburzona.

- A co? To nie Twój interes. – krzyknął i popchnął kobietę. Hermiona uderzyła o kant szafki i osunęła się bezwładnie na ziemię.

            Ron deportował się, nie sprawdzając co z brązowowłosą. Ta leżała nieprzytomna na podłodze kuchni, a wokół było pełno krwi.

            Po paru minutach, kiedy krzyki ucichły mały Hugh zszedł po cichu na dół. Uchylił lekko drzwi.

-Mamusiu! – krzyknął zapłakany.

Szybko do niej podbiegł i zaczął lekko szarpać za ramię. Gdzy to nie poskutkowało wziął karteczkę i mazak, i naskrobał:

Mamusia lezy na podłodze w kóchni i się nierusza. A wokoło jest duzo krwi. Hugho

            Pobiegł na strych, gdzie była sowiarnia. Wziął brązowobiałą sowę mamy, Imbira, i przyczepił do nóżki.

- Do cioci Ginny i wujka Harry’go. Lec sybko. Plosze. – powiedział, a sówka odleciała, a chłopiec pobiegł do mamy.

wtorek, 22 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ PIERWSZY


            Brązowowłosa czarownica szła razem z mężem i pięcioletnim synkiem ulicą Pokątną. Chłopiec był bardzo inteligentny, co odziedziczył po matce. Usiedli przy jednym ze stolików w ogródku lodziarni Floriana Foresue’a, obecnie prowadzonej przez jego syna Larry’go.

- Jakie chcesz lody? – spytała kobieta rudowłosego chłopca.

- Ja poplose lody cekoladowe, mamusiu – odpowiedział uśmiechając się.

- A ty, Ron? – spytała męża. – Chcesz coś?

- Kawę. – odpowiedział.

Kobieta wstała i weszła do lodziarni złożyć zamówienie. Wnętrze kawiarni było utrzymane w ciepłych kolorach. Dominującymi była czerwień i czerń, ale mimo to pomieszczenie nie było mroczne, a wręcz przeciwnie – ciepłe i przytulne.

- Witaj Hermino. W czym mogę pomóc?

- Hej Larry. Poproszę małe lody czekoladowe, kawę i sorbet mango.

- 20 knutów.

- Proszę. – wręczyła pieniądze. – Jak u Luny?

- Dobrze. Ciągle zastanawia się nad ślubem. Lista gości ciągle powstaje. Ja chcę bardziej skromne wesele, tak na pięćdziesiąt osób, a ona woli urządzić huczne weselisko. A menu to istny koszmar. Ciągle wymyśla jakieś dziwne potrawy. Nie dociera do niej, że każdy normalny tego nie zje.

- Jak ostatnio wybrałyśmy się z Ginny i Lavander na babski wieczór to ciągle mówiła o weselu. – powiedziała Hermina. – Taka ona po prostu jest.

- Ta jej „dziwność” przyciąga mnie do niej. Kocham ją. – powiedział Larry, nie zauważając jak ubrudził się herbatą, którą popijał. – O cholerka.

- Oj Larry. Idź to zapierz lepiej. – poradziła uśmiechnięta.

 Pożegnała się i zabrała zamówione desery. Postawiła je na stoliku, przed każdym to, co chciał.

            Usiadła obok synka. Zaczęła jeść lody żartując z chłopcem i obserwując męża.

- Co taki jesteś naburmuszony? – spytała uśmiechając się zalotnie.

- Co tak długo? – spytał podenerwowany Ronald.

- Zagadałam się z Larrym… - zaczęła, lecz Ron jej przerwał.

- ZNOWU z kimś flirtujesz? –spytał oskarżycielsko – Zapominasz chyba, że jestem twoim mężem.

- Oj Ron. Ty po prostu jesteś zazdrosny. – powiedziała.

- Weź daj i spokój. – powiedział, wypił kawę i odszedł.

Hermina została sama z synkiem. Kolejna kłótnia. Chciała płakać, jak zawsze. Ciągle, od dwóch lat, się kłócili. Dwa lata temu coś się zmieniło. Przez pierwsze cztery lata małżeństwa Ron był czułym, kochającym mężem. Dbał bardzo o żonę i synka. Poświęcał im całą swoją uwagę. Potem coś się zmieniło. Coraz rzadziej bywał w domu, często wracał pijany, w środku nocy.

- Hugho, zjadaj i wracamy do domu. – powiedziała Hermina.

- Dobrze mamusiu. – powiedział. Parę minut później na stole stały dwa puste pucharki i filiżanka. Naczynia same odleciały do kuchni.

            Kobieta chwyciła synka i teleportowała się pod dom.

            Dom państwa Weasley ’ów znajdował się w magicznej części Londynu. Był duży, z czerwonej cegły. Miał dwa balkony z czarną balustradą oraz taras. Dach z czarnych dachówek. Obok, na tzw. dostawce, był obszerny garaż mający miejsce na dwa samochody.  Z tyłu domu był piękny ogród, pełen różnokolorowych kwiatów, z czego większość stanowiły różne gatunki róż – ulubionych kwiatów pani Weasley. Obok znajdowało się oczko wodne z małym mostkiem, kamienna altanka oraz plac zabaw dla małego Hughona.

            Będąc małą dziewczynką marzyła o takim domku, w którym mieszkałaby z rodziną. Z zamyślenia wyrwał ją głos synka.

- Mamo, co tam stoi? – spytał, pokazując na coś stojące pod drzwiami wejściowymi.

Walizki. – pomyślała Hermina.

- Nic takiego. – powiedziała. – Idź do pani Klark.  Chciałabym porozmawiać z tatusiem na osobności, dobrze?

- Dobze mamusiu.

            Posłusznie poszedł parę domów dalej, do pani Wilmy Klark – starszej kobiety, która często im pomagała, charłaczki. Była ona przyjaciółką profesor McGonagal, obecnej dyrektorki Hogwartu.

            Widząc jak chłopiec wchodzi do domu starszej pani, ruszyła w stronę swojego. Dwie walizki. Otworzyła jedną. Była w szoku, widząc zawartość. Jej ubrania, kosmetyki, dokumenty. W drugiej – rzeczy synka. Zapięła je, zmniejszyła do wielkości pudełek od zapałek i schowała to torebki. Weszła do domu, trzymając różdżkę w pogotowiu.

- Experliarmus. – rozbroił ją Ron. Trzymał jej różdżkę w jednej ręce, a w drugiej swoją celując w Herminę.

- Nie widziałaś walizek? Wynocha.

- Co jak takiego zrobiłam? – spytała. Po jej policzkach spływały łzy. Walizki położyła na podłodze. Nadal były wielkości pudełek od zapałek.

- Ty się jeszcze pytasz? Zdradzasz mnie na prawo i lewo. – krzyknął. W jego oczach malowała się nienawiść.

- Nie prawda. Ja cię NIGDY nie zdradziłam. Nigdy mi to nawet przez głowę nie przeszło. Ty jesteś tym jedynym. Ja tylko rozmawiam ze znajomymi. Mam przecież do tego prawo. A rozmowa to nie zdrada.

- Nie łżyj. Masz minutę by się wynieść. Ciesz się, że was spakowałem. – skierował różdżkę na walizki i je powiększył, a potem znów celował nią w kobietę.

- Jak możesz. Żonę i synka wyrzucać…

- Skąd mam wiedzieć, że to moje? – spytał.

- Jak możesz? Hugho to TWÓJ syn. – zaszlochała.

- 30 sekund. – powiedział spokojnie

- Możesz oddać mi różdżkę? – spytała, mając łzy w oczach.

- Nie. Żegnam SZLAMO. – odpowiedział sucho. – Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem,…

            Wybiegła zapłakana, ciągnąc za sobą walizki. Ron, mężczyzna, którego kocha wyrzucił ją z domu z dzieckiem. Uważał, że go zdradzała… zdradza. Że wmówiła mu ojcostwo. Nieprawda. Ona nigdy nawet nie pomyślała o innym mężczyźnie. Ron był tym jedynym. W dodatku odebrał jej różdżkę. Nie mogła czarować. Jedynie teleportacja. Ale co z tego, jak nie miała dokąd. Do Doliny Godryka, gdzie mieszkali Potterowie? Nie, nie chciała im przeszkadzać. Rodzice? Nie wie gdzie się teraz znajdują. Przed wojną, by ich chronić przed Voldemortem, wymazała im pamięć i wysłała do Australii. Po wojnie nie zdołała jednak ich odnaleźć. Nora? Nie. Chociaż może podrzuci tam synka. Molly i Arthur się ucieszą, że będą mogli zająć się wnukiem. A ona? Może uda jej się przenocować u jakieś mugolskiej koleżanki.

            Ruszyła do domu pani Klark, by odebrać synka. Otarła łzy i zapukała.

- Dzień dobry, skarbie. – zaczęła starsza pani.- Płakałaś? Wejdź.

- Dzień dobry. Nic się nie stało. Chciałam odebrać małego. – powiedziała, przybierając na twarz „maskę”

- Hermionka, widzę. Wejdź. – powiedziała starsza pani. Chwyciła młodą kobietę za rękę i wciągnęła do środka.

            Kobiety przeszły do salonu starszej pani. Cały dom był pełny starych, antycznych mebli i różnych bibelotów. Usiadły na kanapie.

- Gdzie jest Hugho? – spytała Hermina

- Bawi się w pokoju z moimi wnukami. – odpowiedziała charłaczka- Pokłóciłaś się z Ronem?

- Trochę. – powiedziała odwracając wzrok.

- Hugho mówił coś o walizkach. Możesz przenocować u mnie.

- Dziękuję –odpowiedziała. Była wdzięczna kobiecie za pomoc.

            Starsza pani wstała i ruszyła na piętro. Hermiona poszła za nią. Kiedy szły korytarzem pewne drzwi się otworzyły i wyszedł Hugho razem z wnukami starszej pani – Celiny i Marvina. Chłopiec widząc mamę pobiegł do niej z uśmiechem od ucha do ucha.

- Mama!

- Hej skarbie. Co tam?

- Bawiłem się z Celiną i Marvinem. Pokazałem im jak gra sie w tą grę, którą ty mi dalas, tą co ty bawiłaś. Jerki… te kolorowe patycki

- Bierki. – powiedziała Hermiona. – Hugho, dziś nocujemy u pani Klark.

- Dobze, ale dlacego? – spytał

- Bo tak. Idź się pobaw z Celiną i Marvinem.

            Odszedł. Hermiona poszła za panią Wilmą, która podczas rozmowy z matki z synem, zniknęła za drzwiami, pierwszymi po prawej. Weszła do środka. Pokój nie był duży, utrzymany w pastelowych kolorach żółci i błękitu. W centrum pokoju stało dwuosobowe łóżko, zaścielone w kremową pościel. Po prawej były drzwi do łazienki, a po lewej stała stara dębowa szafa. Na wprost było okno, a na podłodze leżał puchowy, granatowy dywan.

- Dziękuję. – powiedziała Hermiona.

- Nie ma za co. – odpowiedziała kobieta. – Hermionko, wiesz o tym, że jesteś dla mnie jak córka.

- Ale mimo wszystko.

- Jest już późno. Połóż się spać. Zawołać małego?

- Jakby pani mogła.

            Kobieta wyszła. Po chwili przyszedł mały Hugho i usiadł na łóżku koło mamy. Przytulił ją.

- Mamusiu.

- Tak skarbie?

- Obiecuję Ci, że wszystko będzie dobze.

            Niby dziecko, a tyle rozumiało. Kłótnie rodziców codziennie. Mały Hugho, bardziej podobny był do matki – inteligentny, czuły, uwielbiał się uczyć. Jej charakter. Ostatnio poprosił mamę, by nauczyła go czytać i pisać. Tak jak ona nie lubił latać na miotle. Ograniczył się jedynie do oglądania meczów quidditcha. Ojcu to się nie podobało. Chłopiec przypominał jedynie ojca z wyglądu – rudowłosą czuprynką.

            Wstał z łóżka, wziął z walizki piżamkę i poszedł do łazienki. Po paru minutach wyszedł i wskoczył pod kołdrę.

- Dobranoc, mamusiu. – powiedział.

- Dobranoc. – odpowiedziała kobieta. – Śpij dobrze. Kolorowych snów.

            Hermiona wstała i zaczęła przeglądać rzeczy, jakie spakował jej mąż. Ubrania małego, parę zabawek, jej ubrania, kosmetyki… Łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Jak on mógł? – pomyślała. – Ja go kocham.

            Nagle usłyszała stukanie w okno. Odwróciła się. Czarna sowa… Uer -  sowa Rona. Miał jakąś paczkę i list. Wzięła kartkę i pudełeczko. Otworzyła je, a tam…
 
-------------------
Oto pierwszy rozdział. Chcecie się dowiedzieć, co napisał Ron do Hermiony? Co było w pudełku? Czy Hermiona wróci do Rona? O tym w następnym rozdziale.

STOWARZYSZENIE DHL

Stowarzyszenie:

PROLOG

Wojna się skończyła. Od historycznej bitwy o Hogwart minęło sześć lat.
Odkąd Harry Potter pokonał Lorda Voldemorta, w świecie czarodziejów zapanował spokój. Śmierciożercy zostali schwytani i osadzeni w Azkabanie, choć większość została ukarana pocałunkiem dementora. Niektórzy wyrzekli się swoich ideałów, poddając się „resocjalizacji” pozostała na wolności. Mimo to buli oni dyskryminowani przez społeczeństwo.
Wielu uczniów po wojnie kontynuowało naukę w Hogwarcie. Niestety nie było już to to samo, co kiedyś. Prawdą jest, że szkoła została szybko odbudowana i nie różniła się wyglądem od tej, co kiedyś. Lecz nic nie zastąpi pustki po tych, co polegli. Wspomnienia.
            Zaraz po wojnie odbyło się parę szczęśliwych wydarzeń, o których pisały wszystkie gazety z świecie czarodziejów, w tym Prorok Codzienny:
„Harry James Potter, znany jako Chłopiec, Który Przeżył lub Wybraniec, ten, który pokonał Czarnego Pana, urodzony 31 lipca 1980 roku jako syn Jamesa i Lily Potterów, w dniu wczorajszym, tj. 31 października 1998 roku, w rocznicę śmierci swoich rodziców, poślubił Ginewrę Molly Weasley, urodzoną 11 sierpnia 1981, córkę Arthura i Molly Weasley. Uroczystość ta odbyła się w gronie najbliższych przyjaciół i rodziny […]”
            Już dwa miesiące później na językach świata czarodziejów był ślub Ronalda Biliusa Weasleya i  Hermiony Jean Granger.


Zanim zacznę...

Jest to mój pierwszy blog, pierwsze opowiadanie. Akcja rozgrywa się sześć lat po Bitwie o Hogwart. Hermiona zaraz po wojnie wyszła za Rona. On cztery lata po ślubie się zmienił. A jak? Co się stało? Tego możecie się dowiedzieć czytając moje opowiadanie.
 
A teraz parę faktów z mojego opowiadania:

- Albus Dumbledore nie żyje
- dyrektorką została profesor Minerwa McGonagal
- Hermiona nie odnalazła rodziców
- Śmierciożercy nie żyją lub są w Azkabanie
- Harry i Ginny są małżeństwem. Mają córkę Lily Molly.
-Hermiona i Ron, mają synka Hughona
-Rodzice Malfoya i Draco okazali być się szpiegami Dumbledore'a - zostali uniewinnieni, lecz i tak pilnowani są przez Ministerstwo Magii
-Hermiona ukończyła magomedycyne, lecz nie pracuje.